sobota, 26 lipca 2014

Bezsenność w Łóżku

Nieprzespana noc. Bo zęby / komary / ból istnienia / za dużo wrażeń / cokolwiek. 
Siorbię trzecie espresso. Jestem jak zombie na plaży. Wkurzona, nieprzytomna, absolutnie poza strefą komfortu, która kończy się na skraju łóżka. Ciśnienie rozsadza mi już czaszkę, ale nadal jestem w niedospaniowym letargu.
I właśnie wtedy, wtedy noszkurwa, gdy wreszcie udaje mi się zwalczyć ziewanie i marzenia o zapadnięciu w sen zimowy mimo środka lata, wtedy co?! Otóż wtedy Szanowny Decybel zwija się w kulkę, przytula, słodko ciamka poziewnie i zasypia...

Argh....!!!

Ale ale. To nie koniec. Ponieważ Diableństwo ma faze sklejenia, muszę, MUSZĘ-gdyż-natychmiast-ryk, tkwić z gadem w łóżku. Niespać w łóżku.
Co za ironia, bo gdyż 10min temu chciałam zabijać za możliwość zalogowania się w wyrku.

Czy jest jakiś odkofeinizator na rynku? :-/

środa, 23 lipca 2014

Przyjaciół się nie wybiera?

Moje dziecko jest dziwne. To żadne odkrycie, bo ani ja, ani nikt kto mnie zna, nie spodziewał się, że coś co osobiście wyprodukuję może być normalne.
Ale ta Mała Rura mogłaby przynajmniej zachowywać pozory. Udawać chociażby poza domem...
Chodzi o wiele spraw, ale dzisiaj w szczególności o przyjaciół mojego dzieciaka. Bo gdyż dzisiaj musiałam się wozić wózkiem przez wieś z wężem ogrodowym. Bo gdyż gad szanowny nie wyobrażał sobie dzisiaj życia bez węża ogrodowego. Takiego metrowego kawałka z końcówką (złączką? pojęcia nie mam jak to się fachowo nazywa). Wynalazł go gdzieś w ogrodzie, pokochał od pierwszego wejrzenia i przez cały dzień mymłał, obgryzał, spał z nim, kąpał się i jadł. Więc i na spacer wąż z nami pójść musiał. Co widziała wieś cała i pewnie jutro w Faktach wszyscy w Polsce zobaczyć będą mogli.



A wąż jest tylko końcówką góry lodowej.
Mamy w domu pierdyliard zabawek, pluszaków, przytulaków, kocyków, gryzaków i nawet dwa (zazwyczaj) żywe koty. Ale oczywiście zabawki są be, wiadomo.
Ćwiczyliśmy już wieszak na spódnicę, z którym wybraliśmy się między innymi na basen i do Castoramy. Wieszak kompromitujący, gdyż głośno obwieszczał rozmiar mojego dupkensa...
Była szczoteczka do zębów, która przejechała w prawej łapce przez trzy kraje w jedną stronę i trzy w drugą i z którą w ręce zasypiał przez ponad tydzień i nawet przez sen nie dał sobie dziadostwa odebrać.
Był też jakże banalny miś pluszowy. Jednakże miś był niebanalnej urody i rozmiarów małej krowy. A musiał z nami chodzić na zakupy, do ogrodu, a nawet do toalety.
Faza niebieskiego durszlaka była nawet zabawna, acz w tamtym okresie staraliśmy się nie jadać makaronu, gdyż Święty Durszlak od Dzieciątka nie mógł służyć do tak prozaicznych czynności, jak odcedzanie kluch.
Najtrudniejsza była chyba miłość do odkurzacza. Naprawdę, nawet jęki i smarki własnego dziecka nie przekonały mnie do zasypiania z odkurzaczem we własnym łóżku podczas usypiania Potwora, chociaż kilka razy byłam blisko złamania się pod wpływem ciągłej presji. Uważam, że za przetrwanie tej fazy należy mi się medal, ale w sumie nie wiem, od kogo miałabym się go spodziewać ;)
Kilka nocy spędziłam też z tubką wasabi. Tak wiem, to absolutnie nie dla dziecka, tylko dlaczego dziecko nie chciało zaakceptować tego wytłumaczenia i upierało się, że jaskrawy kolor oznacza przeznaczenie dla niemowląt?
Zastanawiam się, co będzie dalej... I nie mogę się doczekać fazy wymyślonych przyjaciół. Oni z pewnością nie zajmują tyle miejsca w łóżku i nie wbijają się w żebra ;-)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Holandia jest dziwna

Każdy kraj czymś się wyróżnia - ilością przestępstw, spożyciem wódki, zaludnieniem, wyludnieniem, zamiłowaniem do budowania wielkich obiektów, czy jedzenia oliwy z oliwek nawet z deserem.
A Holandia na pierwszy rzut oka jest taka więcej nijaka. Wszystko jest ładnie zorganizowane, wysprzątane i ogarnięte. Zasady chociaż nie zawsze oczywiste, są jasne i przestrzegane. Krowy, rowery, plaskatość.

Ale są takie rzeczy, które zadziwiają.

No bo co innego można powiedzieć o zwyczaju spożywania musu jabłkowego z daniem mięsnym? Tak z boku, jak my przegryzamy ogórka kiszonego. Zadziwiające!

Albo dlaczego mimo że narkotyki są tutaj ogólnodostępne nie widziałam jeszcze nikogo pod ich wpływem, a na holenderskich imprezach, na których byłam tylko Francuzi palili trawę?

No i jak można jeść frytki z majonezem, zieloną fasolkę z gałką muszkatołową oraz uważać coś, co przed usmażeniem wygląda jak psia kupa, a po usmażeniu tak smakuje, za narodowy przysmak? Mówię o frikandel rzecz jasna...

Albo dlaczego w związku z tym, że sklepy są otwarte pół soboty, muszą być zamknięte przez pół poniedziałku?

O, albo piwo. Taki niby piwny kraj, ale jak zamowisz piwo w knajpie, to dostaniesz 0.25l. Duże piwo trzeba zamawiać specjalnie i zazwyczaj dostępne jest tylko z nalewaka.

No i why o why po angielsku Holender to Dutch, a język to nie holenderski, a niderlandzki, co w tłumaczeniu jest także dutch'em.

Holendrzy mają podobno największe spożycie kawy. To nie dziwi biorąc pod uwagę ciągłą zmianę pogody - deszcz normalny, silne opady, mżawka, siąpienie, zacinanie. Generalnie wieczna woda połączona z wiatrem i nieśmiałym słońcem. Bez kofeiny ten naród by zginął, to pewne. Tylko dlaczego ta ich kawa smakuje błotem? Jest nawet gorsza niż amerykańska lura... I ta kropla mleka. Serio, kropla. Smaku nie zmienia, a kolor staje się tylko bardziej mętny. Mniam ;-)

Ciekawe jest też podejście do zwierzątek domowych. Koty i psy są tutaj dla lamerów. Jeśli jesteś miłośnikiem zwierząt masz 12 owiec trzech różnych ras, 4 kozy, dwa konie wyścigowe, dwa takie wielkie włochate, które w razie kłótni z sąsiadem mogą staranować jego dom i ze trzy kucyki, żeby dzieci mogły im pleść warkocze. Króliki, kury, kaczki i gęsi oczywiście też są obecne, ale drobnica się nie liczy.

Holendrzy grają namiętnie w hokeja. Przy czym nazywają hokejem hokej na trawie. A regularny hokej jest tutaj hokejem na lodzie i nikomu nie udało mi się wytłumaczyć, że przecież jest odwrotnie, że prawdziwy hokej to ten krwawy sport na lodowisku, a nie ten z zielonymi od trawy skarpetami.

Poza dużymi miastami ludzie pozdrawiają się na ulicy. Wszyscy ludzie, nie tylko znajomi. Nawet kobiety z PMSem i panowie z kryzysem wieku średniego.
Krótkie hej, palec w górze i tyle. Tylko tyle, a atmosfera jakby inna.

No i nigdzie nie widziałam tulipanów w ogródkach. A to już chyba szczyt wszystkiego w tym płaskim kraju ;-)