...to znaczy większa, bo już od jakiegoś czasu małość mam za sobą ;)
Jak byłam dzieckiem, to zupełnie nie wiedziałam, kim chcę zostać. Ani piosenkarką, ani lekarką, ani sprzedawczynią warzyw, no nic mnie szczególnie nie pociągało. Chciałam być weterynarzem, ale mi przeszło, gdy dowiedziałam się, że prócz zabaw z małymi kotkami, trzeba jeszcze ratować półżywe zwierzęta ;)
Rodzice się szczególnie nie martwili o moją przyszłość nieznaną, mimo że stan ten utrzymywał się aż do wyboru studiów, bo kto by się przejmował młodszym dzieckiem. Młodsze dzieci nie są od martwienia się o, gdyż cały limit zamartwiania pochłaniają dzieci starsze ;) Studia więc wybrałam tak więcej z dupy, (ale przynajmniej na bardzo dobrej uczelni), w związku z tym studiowałam raczej bez przekonania. Niby to interesujące było, ale jednak ilość i głębokość przedmiotów politechnicznych była więcej irytująca, dla kogoś, kto nie zmierzał do celu, żeby zgarnąć worek złota czekający na końcu tęczy.
Na trzecim roku, całkiem przypadkiem, trafiła mi się bardzo przypadkowa praca. Ale że to była bardzo fajna korporacja (pozdrawiam Oracle ;)), fajni ludzie, fajny szef i fajne pieniądze, to zostałam tam całkiem przypadkiem dość długo.
Następna praca to kolejny przypadek, chociaż oczywiście każdy następny wynikał z poprzedniego - po technicznych studiach, techniczne korpo. Po przygodach z działką IT&T, firma telco, itd.
A teraz, dość przypadkowo, grasuję na Śląsku, zajmując się domo-korporacją i przypadkowymi dość zleceniami wykorzystującymi moje doświadczenie i wiedzę zawodową.
I tak od przypadku, do przypadku. Chociaż oczywiście jestem kowalem swojego losu. Tyle, że macham tym młotem dość chaotycznie jednak ;)
Jak ktoś mnie pyta, kim jestem z zawodu, to jest mi niezmiernie ciężko wytłumaczyć. Najłatwiej pokazać CV, albo opowiedzieć o projektach, które robię lub robiłam. Jestem głęboko przekonana, że moi rodzice nigdy nie byli w stanie zrozumieć, czym się zajmuję. Prócz zarabiania pieniędzy ;)
I był tutaj u mnie na wsi ostatnio znajomy Holendra z rodziną. Szef kuchni. Z powołania, doświadczenia i wykształcenia.
A że zawsze zazdrościłam ludziom, którzy mają konkretne zawody, to go szczegółowo wypytywałam o różne detale bycia uznanym szefem kuchni.
Otóż powiem Wam w skrócie, że nie jest różowo. Jeśli sądzicie, że bycie szefem kuchni, najlepiej z gwiazdką Michelin'a, to jest radość z przygotowywania potraw i patrzenie, jak ludzie się z błogością klepią po brzuszkach (względnie machają ręką koło ucha, jak Holendrzy) celem okazania aprobaty, że to duże napiwki i szacun na dzielni, to się grubo mylicie, jako i ja się myliłam.
Szef kuchni pracuje po 12-14h na dobę. Na stojąco. W 45-stopniowym upale. W piwnicy lub na zapleczu. Nie, nie gotuje tego, co lubi, tylko to, co jest w menu. ZAWSZE. Codziennie. Miesiącami to samo. Nie, nie doprawia potraw odrobinką tego i owego zgodnie z aktualną fantazją. Przecież to jest taśma, dania mają ściśle określone przepisy mierzone raczej w kilogramach, a nie w szczyptach. W kuchni nie liczy się finezja, tylko powtarzalność, sprawność i organizacja.
A na koniec, po ciężkim dniu gotowania, smażenia, kręcenia sosów, siekania i pieczenia, przychodzi 2-godzinny czas czyszczenia kuchni! Codziennie. Zawsze.
Balować z napiwków też się raczej za bardzo nie da, bo pieniądze, które zostawiasz kelnerce, są dzielone na całą obsługę. Na kelnerów, kucharzy, sprzątaczy, muzyków, obsługę techniczną. W średniej wielkości restauracji wychodzi tego 200-300 EUR na miesiąc. Wydajesz to na drinki z kolegami z pracy w weekend po wypłacie i nowy fartuch.
I jeśli gotowanie, a w zasadzie prowadzenie, zarządzanie kuchnią, nie jest twoją pasją, to bycie szefem kuchni jest przekleństwem.
Tak samo pewnie, jak bycie lekarzem, gdy nie kocha się słuchać ludzi i ich problemów.
Jak mądrze wybrać zajęcie na życie?
Czy idąc na studia, czyli w wieku niecałych 20 lat można wybrać na tyle dobrze, żeby to było aktualne na całe życie?
Ja od wielu lat lubię pisać, ale wiem, że tylko kilka osób w PL potrafi się utrzymać z pisania, więc nigdy nawet się nie skusiłam na szkolenie w tym temacie. Bardzo trudno mi sobie wyobrazić, że może to być moje podstawowe zajęcie, więc nie wiążę swojej przyszłości z tym tematem. Wszyscy moi poloniści mogą odetchnąć z ulgą ;)
Z drugiej strony, tylko ludzie z prawdziwą pasją osiągają sukces w danej dziedzinie...