czwartek, 19 listopada 2015

Pożegnanie z sarnami

Ponieważ rok 2015 mnie jakoś nie rozpieszcza, ponieważ nieszczęścia nie tyle że chodzą parami, ale jakimiś upiornymi grupami, niczym dzieciaki w Halloween, ponieważ mam cygańską duszę i lubię być bezdomna i ponieważ nic na tym świecie nie jest wieczne, wracam do Warszawy.

Decyzja jest już ostateczna, mieszkanie jest już szukane. Za pracą rozejrzę się, jak tylko opadnie kurz...

Nie wiem, jak tam u Was, ale u mnie leje. Wali się i huczy od upadających filarów. Pizga złem nawet wtedy, gdy siedzę z winem przed kominkiem.

No i włączyło mi się coś bardzo niedobrego. Jestem nieustannie w opcji "chcę do domu" w moim własnym domu.
Że też się nie da kurwa na życzenie zmutować do formy przetrwalnikowej. Zakokonić się, wleźć w najciemniejszy kąt szafy i przeczekać złe.

No. Ale jak mi wszyscy mówią - trzeba być twardym. Jak nie dla siebie, to dla dziecka.

Byłam kilka dni w Warszawie, obeszłam stare kąty, odwiedziłam kilka osób.
To zdecydowanie jest moje miejsce. Znaczy Śląsk, sarny, jeże, zachody słońca i łąka z kaniami też, jasne. Kocham być tutaj na wsi. Ale bez tamtego, wielkomiejskiego życia, nie jestem sobą.

Zamówiłam sushi wyklikując na co mam ochotę przez telefon na mobilnej stronie swojej ulubionej restauracji. Dostawa była po 15 minutach.
To jest wystarczający powód, żeby wrócić ;)

Tak.
I teraz przechodzimy do rzeczy trudnych i poważnych.
Co ja mam do cholery począć z tym blogiem i jego nazwą?!?
"Przystanek"... Samosprawdzająca się przepowiednia. Niby wiedziałam, że jestem tutaj przelotem. Nie że tylko na tym łez padole ;), ale że na Śląsku. Jednakowoż jestem dość nieprzygotowana mentalnie na taki zwrot akcji ;)

Wszystkim tym, którzy szczekali, że źle robię jadąc na Śląsk, oficjalnie gratuluję, mieliście rację.
Wszystkim tym, którzy chcą mi pomóc, z góry dziękuję za nadsyłane oferty pracy w telco/mediach i skrzynki czerwonego wina.
Wszystkim tym, którzy wiedzą, jak mam o przeprowadzce powiedzieć kotom, żeby nie narazić się na ich wieczne potępienie, pragnę powiedzieć, że jeśli nie podzielą się tą wiedzą, to pewnie oczy me zostaną wydrapane, a buty zasikane, tak więc - RATUNKU.

17 komentarzy:

  1. noszzzzz faktycznie!!!! zmiana to Twoje drugie imię!!! trzymam kciuki i czekam na opis dalszych wypadków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przystanek Warszawa- to brzmi dumnie :)
    A co Holender na to?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie żal Ci ślunskiej służby zdrowia? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przystanek S(zalenie)L(ubianej)A(utorki)S(ensacyjnych)K(onceptów)...?
    Głowa mnie boli.. jakby mnie nie bolała to może byłoby to mniej suche. Ale może też bardziej ;)

    Martwiła mnie Twa cisza. Oby to dobre było... kciuksy-up! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bede musiala jednak napic sie wina. Pozdrawiam, Jolanta

    OdpowiedzUsuń
  6. E, a co to za restauracja, bo ja czekam godzinami? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sushi Zume, ale mogę mówić tylko o obsłudze i szybkości dostawy tej na Wialnowie. Polecam :)

      Usuń
  7. w związku z tym może kiedyś przyjdzie nam na siebie wpaść z realu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie dobrze Jolinda...
    Zmiany mają to do siebie, że nawet jeśli na początku bywa trudniej, to później okazuje się (zwykle), że to ma sens i jest OK...
    A poza tym, najważniejsze jest TO, co CI gra w środku... wsłuchaj się i działaj :)

    Powodzenia i koniecznie pisz dalej.... i zgadzam się: PRZYSTANEK WARSZAWA, brzmi bardzo dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak ja bym mogla mieszkac w wilanowie, to bym nigdzie indziej nie mieszkala. powodzenia!
    lylowa

    OdpowiedzUsuń
  10. Widocznie tak ma być. Śląski dystans do wszystkiego, czyli cywilizacji, przestał Ci już być potrzebny i wracasz. Zmiany są dobre - choć zapewne nic nie będzie takie samo :P
    Trzymam kciuki i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jola kotom się nie mówi. Się je pakuje, dziady skwierczą, potem się je wypakowuje od razu nad miską pełną mięcha i one wtedy stwierdzają, że nosz "bocian, uratowani!" Potem tylko wystarczy ciągle michę mięchem wypychać i będzie git. Powodzenia, kto jak nie Ty? :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jola kotom się nie mówi. Się je pakuje, dziady skwierczą, potem się je wypakowuje od razu nad miską pełną mięcha i one wtedy stwierdzają, że nosz "bocian, uratowani!" Potem tylko wystarczy ciągle michę mięchem wypychać i będzie git. Powodzenia, kto jak nie Ty? :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Interesujące. Intrygujące. Powodzenia! Andrzej

    PS Wśród przewag Warszawy jest też i ta, że kretów tam mniej...

    OdpowiedzUsuń