poniedziałek, 10 marca 2014

Efektowne efekty pracy

Jest wiosna. Pierwsza moja wiosna na wsi. Pierwsza z własnym ogrodem i kawałem łąki. Każdą wolną chwilę, na ile tylko partia i decybel pozwolą, spędzam więc w ogrodzie. Wiadomo - zapał początkującego, plus matka poszukująca pretekstów by chociaż na chwilę wyrwać się z domowego słodkiego więzienia...

I gdzieś tak od dwóch tygodni ciągle coś w ogrodzie robię. Przycinam, wyrywam, karczuję, obsypuję, walczę z kretem (faza czosnkowa obecnie, lawendowa była nieskuteczna), sadzę, pielę... Słowem - pracuję.
Chyba pracuję. Bo gdyż mimo że godzin roboczych przepracowałam już pierdyliard, to nie ma na to żadnych dowodów. Co gorsze nawet - są dowody, że wcale mnie w tym ogrodzie nie było. Nowe kopce, nieprzycięte krzaki, chwasty, suche liście i pełno śmieci przyniesionych przez wiatr...
Żadnych wizualnych efektów mojej pracy. Ciężkiej, fizycznej pracy!

Przez lata całe pracowałam w różnych korporacjach i moja praca zwykle była nastawiona na efekt. I ten efekt był mierzalny, czasami wyłącznie poprzez odczucia szefa 'spieprzyłaś koleżanko', ale zwykle były bardziej obiektywne czynniki.
Przeczytanych 50 stron dokumentacji przetargowej. Ufff, jeszcze 300!
Napisanych 5 stron opisu projektu, a już w zasadzie kończę! 
7 slajdów prezentacji, jeszcze z 10 i zrobione!
Realizacja budżetu na 87%, czyli jeszcze trochę spinki i jesteśmy w domu!
 
Jezu, jakie to oglądanie efektów własnej pracy jest krzepiące!
I jak mi teraz tego brakuje!
Tak, zasypałam dzisiaj z 10 nowych kopców kreta. I co z tego? Zaraz skurwiel (pardon maj frencz) zrobi kilka nowych.
Tak, zebrałam dwa worki śmieci, liści i chwastów. Efekt? Ha ha... Ciekawe skąd, bo przecież nadal pełno ich wszędzie.
Wyciełam z 6km kłączy dzikich jeżyn, malin i róż, żeby mniej zaradne, a porządane rośliny miały dostęp do światła. Efekt wizualny? Zerowy. Jedyne ślady tej pracy to kolce w dłoniach, ale przecież mogłam się przewrócić w krzaki, nie?

Jak ciężko być ogrodnikiem! ;-)
Bo jak nie zrobisz, to efekt będzie widoczny, wszyscy zauważą że masz dom otoczony buszem, albo że w tym roku róża nie kwitnie. 
Ale jak zrobisz, to niestety nie, nikt nie zauważy. Będzie po prostu ok, tak jak być powinno.
Cóż za niewdzięczna praca.

Acz, gdyby ktoś miał potrzebę przemyślenia kilku spraw, albo chciał na spokojnie zaplanować zawładnięcie wszechświatem, to zapraszam do perzu. 

4 komentarze:

  1. O jezu, to ja do perzu! (Moze mi chodzi o Jezusa a moze o jeza...;)) nie mam polskich literek i pisze jak popadnie ;))
    Powiem tylko, ze praca w ogrodzie niczym sie nie rozni od pracy w domu... sprzatam pol dnia i jest normalnie, nikt nie zauwaza roznicy ;), nie sprzatam dwa tygodnie i jest podobnie, tylko ja zauwazam roznice....;)
    Takze, chyba rzuce to wszystko i przyjade wyrywac perz! ;)
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrz, a ja mam zupełnie odwrotne odczucia z pracy w kopro. Że robisz, urobisz się, a to i tak jest tak wirtualne, tak nienamacalne, że w sumie nie wiadomo. Że nie ma efektu, produktu. Są jakieś magiczne wskaźniki, raporty, tabelki, których
    a) nikt nie rozumie
    b) nikt na nie nie ma wpływu.
    Z tego poczucia wirtualności aż zaczęłam dziergać na drutach - bo robisz iJEST! Taka radość.

    No i w porównaniu - to już naprawdę wolę produkować kiełbasy ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. takie życie "wsiowe":)
    moja droga mam tak od lat, te ciecia, sadzenia, sprzątania, koszenia to syzyfowa praca. Trza się pogodzić że inaczej nie będzie:)
    Mnie najbardziej wk... liście i śmieci po zimie, bo niby jak są jak jesienią do ostatniego wysprzątałam???
    malarka

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jestem na etapie szukania domu, prawie już znaleziony i z ogródkiem, acz niewielkim i doczekać się nie mogę by móc powiedzieć o sobie, że w moim ogrodzie to, czy owo ;)

    OdpowiedzUsuń