Kupiliśmy dom. Nie taki stary, jakoś 7 letni chyba. Wyremontowaliśmy wszystko, co się dało, ale niektórych rzeczy się nie dało, albo uznaliśmy, że nie będziemy ich zmieniać, bo sumarycznie taniej i szybciej byłoby postawić nowy dom. A na to, przez zbliżający się poród decybela nie mieliśmy czasu i ochoty.
No więc zostały okna (aha, zimą zachowują się jakby ich nie było i ogrzewamy ogród, latem tworzą za to gustowną szklarenkę), dach (nie moge się doczekać obfitych opadów śniegu), ściany, itd. No i instalacje, a przynajmniej ich większość.
Pisałam już o ogrzewaniu. Fachowców było wielu. Każdy następny narzekał na poprzedniego. Części wymieniliśmy masę, rozwiązanie techniczne zostało unowocześnione o kilka tysięcy złotych, a całościowo przez pół roku mieszkania wydaliśmy już ponad 20 tysięcy wyłącznie na ten cel.
Działa oczywiście jak chce i nikt nie ogarnia dlaczego.
A kto użera się z fachowcami? No ja. Gdyż język (chociaż ja ledwo rozumiem, gdy 'godajo' do mnie) oraz gdyż tutaj fachowcy pracują do 15-tej, a Holender do hmm zawszej.
Hahahaśmiechprzezłzy.
Wczoraj mieliśmy kolejny odcinek z serii 'życie na wsi boli'. Otóż pod piecem utworzyła się gigantyczna kałuża. Kapało. A jakby nie powinno. Zawezwałam fachowca.
Musiałam brzmieć poważnie, albo maniakalnie, bo już po 30 minutach był na miejscu. Zbrodni. Przyszłej. Albowiem słowo daję jeszcze kilka takich przygód i któryś z tych partaczy zginie z mojej ręki.
Przyjechał, załamał ręce, ponarzekał na poprzednich fachowców (chociaż to on był ostatnim, który przy piecu grzebał) i poprzednich właścicieli i orzekł, że cośtam w boilerze się zepsuło, ciśnienie jest za wysokie i najprawdopodobniej miesza nam się woda pitna z wodą z instalacji grzewczej, czyli z tą która powinna grzecznie płynąć w rurkach w podłodze i w kaloryferach.
Bosko.
I wtedy sobie uzmysłowiłam, że ta pieprzona woda miesza się tak od kilku dni. Gdyż od kilku dni jest żółtawa i od kilku dni dawała pretekst Holendrowi do psioczenia na Polskę. Że on podatki i rachunki w PL płaci i co?!? I nawet czystej wody w kranie nie ma! I że to jest trzeci świat i że tutaj nie da się żyć.
Uspokajałam go, że pewnie jakiś remont robią i że tak bywa. Oraz siedem razy odmawiałam udania się do gminy z oficjalną skargą...
No a teraz już wiem, dlaczego woda była żółta.
Nie wiem tylko jak wpłynęło picie wody z kaloryferów przez moje półroczne dziecko na stan jego zdrowia...
Szfaaak!
Ten dom nas wykończy! Jeśli jakimś cudem nie finansowo, to psychicznie i zdrowotnie... :-/
Ktoś może chce kupić ładny, wyremontowany dom na Śląsku z dużym ogrodem i gruntami rolnymi?
az mi sie slabo zrobilo... moj Felek od wody mial sepse:((( uwazaj i obserwuj Mlodego. Jakby nagle mial goraczke to od razu lec do szpitala. Nie czekaj na nic. nie chce cie straszyc ale badz uwazna zebys nie musiala przechodzic tego co my..
OdpowiedzUsuńI pisz czesciej z tej wsi! :)
Pił tylko przegotowaną. Ale. Nadal. Mam ochotę bombę pod ten dom podłożyć :-/
OdpowiedzUsuńOj, serdeczne wyrazy współczucia…. Rzeczywiście niestety tak jest - dom to kłopot i jak nie urok to przemarsz wojsk albo inna zaraza (tak mawiała moja babcia). A jeśli idzie o wodę, to co Was nie zabije, to Was wzmocni. Skoro żyjecie, znaczy będziecie silniejsi :-)
OdpowiedzUsuńPozdr,
Andrzej
My jesteśmy w trakcie kupna domu duuużo starszego od Waszego :D Ogromny dom, 360 m2, dla nas - dwojga tylko. Uparliśmy się, jak dzikie osły, że ten i żaden inny. Ale w sumie Twoje problemy, wybacz pliz, to miód na moje serce, bo skoro dom 6-letni daje takie problemy, to równie dobrze mogę mieć dom 60-letni ;) A życie na wsi wciąż jeszcze wydaje mi się sielskie w porównaniu z piekłem miejskiego blokowiska :) Być może zmienię zdanie, jak juz na wsi pomieszkam :D
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie zazdroszczę tego, co Cię czeka ;-) ale jak bardzo Cie na wies ciagnie, to pewnie bilans bedzie na plus. Trzymam kciuki :-)
UsuńDzięki za kciuki, przydadzą się! :) Bardzo mnie/nas ciągnie. Ale oczywiście nie po to, by orać :) Nie zamierzam nawet warzyw żadnych uprawiać, choć mąż się odgraża, że koperek, chrzan i szczaw musimy swój mieć. Poza tym ta wieś połączona jest z miastem, Inter Marche kilkaset metrów od domu, a do centrum miasta 3 km. Pewnie, że się trochę boję. Najbardziej kosztów ogrzewania. I nocowania :D Szczególnie, że często sama jestem miesiącami. Dom niby na odludziu nie stoi, ale na samą myśl, że mam w nim sama zostać na noc, skóra mi cierpnie ;) Psa chcemy, owczarka niemieckiego, szkolonego, ale zanim to nastapi, to jednak trochę czasu minie... Ale i tak nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że to dziwne, że ten dom tak chcemy. Oglądaliśmy tyle domów piękniejszych, nowszych, całkiem nowych, ładniej połozonych (np. nad jeziorem) a zauroczył nas ten akurat. Chyba wielkością nas wziął :D
UsuńPo prostu na Was czekal :-) ale skoro tak, to moze bedzie dla Was laskawszy niz ten moj dla mnie ;-)
UsuńOby :) Bo nie ukrywam, że trochę się go boję, czy - żeby lepiej brzmiało dla mnie samej - budzi we mnie respekt :)
UsuńA czym Wy kierowaliście się wybierając Wasz dom?
Coś, co nas nie odrzuca i jest na sprzedaż ;-) tutaj nie było wielkiego wyboru niestety...
OdpowiedzUsuńJolka spokojnie Dziecko się uodporniło a kocioł na pewno ma system anty legionella jakiej marki masz ten kocioł może pomogę!
OdpowiedzUsuńZ kotłem sprawa już załatwiona, dziecko żyje, a ja muszę sobie nowy temat do narzekania znaleźć ;-)
OdpowiedzUsuń