wtorek, 29 października 2013

zacząć od zera


kilka miesięcy przerwy w pisaniu, bo rzeczy się działy.
wielkie i te mniejsze. nawet nie będę próbowała opisywać tych wszystkich historii... no może kiedyś ;)

wyprowadziłam się z Warszawy.
zamieszkałam z Holendrem na polskiej prowincji pod czeską granicą.
urodziłam decybela płci męskiej.
sprzedałam ostatnią łączącą mnie ze stolicą rzecz - mój miejski samochód.
kupiłam czołg, żeby wozić w nim dziecko po wiejskich wertepach.
remont domu oczywiście przedłużył się znacznie bardziej niż zakładaliśmy.
wprowadziłam się do domu na wsi.
wyrzuciłam kilkanaście par szpilek podczas rozpakowywania swoich miejskich rzeczy.
kupiłam taczkę.
odkryłam, że ogród niszczą mi sarny, a nie np. ślimaki jak w cywilizowanym świecie.
dwa razy odwiedził mnie lis (taki prawdziwy, z rudą kitą i chytrą miną).
dostałam jakieś 300 wiejskich jaj i kilogramy orzechów od obcych w zasadzie ludzi.
wraz z transportem materiałów budowlanych przywieziono mi przez pomyłkę kurę. żywą. ganialiśmy ją po ogrodzie dłużej niż kiedykolwiek wytrzymałam na siłowni... 
przyjechał pan szambiarz i okazało się, iż mówi po polsku tak, że go nie rozumiem, za to zna niderlandzki!

słucham holenderskiego radia, w domu porozumiewam się po angielsku, na piwo i jedzenie jeżdżę do czech, a w sklepie nie rozumiem, co do mnie mówią, chociaż to niby polski...
plus guganie, którego rzecz jasna nie ogarniam.
pomieszanie z poplątaniem, ale jakoś to działa.
istna wieża babel.
sądzę, że jeśli moje dziecko kiedykolwiek się nade mną zlituje i powie o co mu chodzi, to będzie to najpewniej szczekanie.

przez te kilka miesięcy moje życie zmieniło się w zasadzie pod każdym względem.
wszystko, ale to wszystko jest inaczej.
jedyną stałą w moim życiu wydaje się być rodzina i przyjaciele.
no i podatki, wiadomo ;)
i wcale nie było jakoś szczególnie trudno rozstać się z jednym i zacząć drugie życie. bo wszędzie może być masakrycznie słabo i wszędzie może być naprawdę fajnie. wszystko zależy od tego z kim i jak się tworzy ten swój świat. i to jest chyba najważniejsza rzecz, która do mnie dotarła.
i tak, zrobiłabym to jeszcze raz, gdybym mogła cofnąć czas.

odwagi, czasami warto rzucić wszystko i zacząć od zera.

3 komentarze:

  1. Jolka - nawet nie wiesz jak sie ciesze. nie znam cie w tzw realu....ale ogromnie sie cieszy ze jest Ci dobrze. to najwazniejsze jest. a Twoja historia jest bardzo inspirujaca. super! gratuluje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyrzuciłaś szpilki?
    I nie zadzwoniłaś, aby wskazać po którym śmietniku czy wysypisku śmieci mam się przespracerować?
    No zdziczałaś na tej wsi.
    Doprawdy :)
    Anja Angelina

    OdpowiedzUsuń