środa, 30 października 2013

Półobywatela porwanie

Dziecko me płci męskiej od początku ma przechlapane. Bo gdyż nie dość, że ma matkę o duszy cygańskiej, co to zameldowana jest gdzie indziej, mieszka gdzie indziej i rodzi jeszcze gdzie indziej, to jeszcze w bonusie ma ojca obcokrajowca.
W zasadzie to dziecko powinno się cieszyć, że w ogóle jakiegoś ojca ma. Oficjalnie rzecz jasna, bo biologicznie temat usunięcia mężczyzn z procesu produkcji bachorząt jest (póki co) nie do wykonania. Ale oficjalnie dziecko może nie mieć ojca. Nawet wtedy, gdy biologiczny ojciec chce być oficjalnym ojcem. Do urzędu idzie, papiery podpisać wyraża wolę. No ale nie. Nie, gdy paszport ojca niepolski. Wtedy trzeba tłumacza przysięgłego z języka niderlandzkiego. Inaczej dziecko bez ojca będzie oficjalnie...
Jak wiadomo tłumaczy takich jest na pęczki w każdej małej wiosce i ciut większym miasteczku, aaaale z jakiegoś powodu w okolicy, w której mieszkam, żadnego akurat nie było.
Musieliśmy tłumacza importować. Z Miasta fatygować. Za usługę w złocie wynagrodzić. No ale jakoś się udało i oficjalnie ojcem dziecka mego został Holender.
Niestety papiery nadal wyglądają jak sfałszowane, albo jak papiery dziecka spłodzonego z wykorzystaniem banku spermy, bo gdyż Holender nie potrafił przedstawić żadnego dokumentu, w którym występowałoby jego nazwisko rodowe. Bo nazwiska rodowe u mężczyzn w NL nie występują. I tak oto mój syn w rubryce ojciec ma tylko imię ojca... Bez nazwiska. Wygląda to dość podejrzanie i pewnie jeszcze nie raz będę miała przez to kłopoty. A pierwsze kłopoty pojawiły się w Warszawie, podczas nadawania numeru PESEL. Odpis skrócony aktu urodzenia posiada tylko imię ojca, co dla czujnego jak żbik warszawskiego urzędnika wydało się podejrzane. Na międzynarodowym dokumencie nazwisko ojca jest, ale tylko skrócony odpis aktu jest istotny przy nadawaniu PESELu. Masakra. 

I tak temat półpolskości znów się pojawia, bo chcemy tego półobywatela za granicę wywieźć, więc jakiś dokument mu potrzebny. Paszport i dowód w Holandii można otrzymać w 3-4 dni, kłopot jest taki, że trzeba być w Holandii, a przecież dziecko rodzone w PL, wiec legalnie w NL znaleźć się nie może... 
W Polsce wyrobienie dowodu, czy paszportu trwa 3-4 tygodnie. Wiadomo, sprawa musi poleżeć, żeby nabrała mocy urzędowej... :-/

A my musimy pilnie do Holandii. I co z dzieckiem? Okazuje się, że legalnie nie możemy go ze sobą zabrać... Nie ma dowodów tymczasowych, nie ma zezwoleń w sprawach pilnych, nie ma też możliwości przyspieszenia procesu wydania dokumentów. Nawet łapówka by nie pomogła. Więc jak nas policja poza PL skontroluje, to możemy pójść za kratki. Za porwanie i nielegalne wywiezienie z kraju własnego dziecka... :-/

A nasi rodzice mieli dzieci w dowodzie wpisane. To wcale nie było takie głupie tak sobie teraz myślę. Myślę i kompletuję listę rzeczy, którą dobrzy ludzie będą mogli mi do więzienia dostarczyć... ;-)


4 komentarze:

  1. Jak to co z dzieckiem zrobić?
    Zostawić na granicy cierpliwie i uprzejmie tłumacząc celnikom, że bardzo chciałabyś zabrać dziecko, ale nie możesz, bo nie masz paszporta, a porywać swojego dziecka Ci nie przystoi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha :-) to jak mi sie znudzi bycie matka, to zastosuje ten patent ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i dobrze ze kazali tlumaczyc, inaczej dziecko mialoby jako dane ojca wpisane cos na ksztat Imie i Nazwisko: Prawo Jazdy ;)
    http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/ireland/4732923/Prawo-Jazdy-Identity-of-Irelands-most-notorious-driver-uncovered.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, to faktycznie mogloby sie skonczyc katastrofa ;-)

      Usuń