sobota, 9 sierpnia 2014

macierzyństwo odczłowiecza


Całe życie uczy nas się, jak się zachowywać przy stole, że talerzyk pod kanapkę, że generalnie nożem i widelcem, a bezę to najlepiej pożerać wyłącznie wzrokiem, gdyż w biodra i inne fałdki idzie.
Maniery przy stole, zasady spożywania posiłków, desery, aperitify, szczypce do lodu, wszystko mamy obmyślone i przećwiczone do perfekcji.
Aż do momentu, gdy zostaje się rodzicem...
Wtedy człowiek z cywilizowanej istoty, przeistacza się w coś pierwotnego, w zwierze dzikie (przy czym nie mówię tu o kotach, bo one to wiadomo - bułkę przez bibułkę, nawet jeśli na śmietniku).
Serio.
Niby posiadanie dziecka wzbogaca, uwzniośla, sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.
Niby.
Bo to wszystko bzdura jest...

Ja odkąd mam dziecko obserwuję u siebie wyłącznie atawizm.

W restauracji. Jem, jak nigdy nawet na obozach przetrwania nie jadałam... ;-)
Jak mam szansę, to wszystko dziabię sobie na małe kawałki, żebym jedną ręką w możliwie najkrótszym czasie mogła wepchnąć sobie cały posiłek do paszczy.
Jak mam szansę.
A jak nie, czyli jeśli decybel przechwyci moje sztućce zanim się obsłużę, to jem ręką. Nie zawsze, ale często.
Wtykam młodemu kluskę do paszczy. Nie widelcem, bo raz że pewnie mi go już zabrał, albo zrzucił ze stołu, a dwa że z widelca niebezpiecznie. Więc palcami. Ale młody kluskę weźmie, albo i nie. A przecież nie będę jej trzymać, gdyż musiałabym ją trzymać w jedynej wolnej dłoni, którą mam. Drugą trzymam decybela, żeby się nie zwalił z moich kolan, nie przewracał kieliszków, nie grzebał w torebce pańci przy sąsiednim stoliku, albo nie ubrudził zafajdanymi łapami białej bluzki kelnerki.
Więc kluskę, którą wzgardził młody, zjadam ja. Bo co mam z nią niby zrobić?
Rękę mam w sosie, klusce, pomidorze... I co? No nic. Brudną ręką łapię za sztućce i jem dalej. Jeśli nadal mam swoje sztućce, jeśli nie, szukam ich na podłodze i dyskretnie zaczynam używać, jakby nigdy nic...

W domu jest nawet gorzej.
Jemy steki, czy inne coś, co wymaga pogryzienia, rozdrobnienia. Młody chce. Chce i już, nie odczepi się, trzeba dać. Kroisz kawałeczek mięsa, podajesz do paszczy. Wypluwa. Ok, zje kot.
I tak siedemnaście razy. Za osiemnastym masz pewność, że nie zje, ale litujesz się i chcesz dać, jednak zabawa w krojenie małego kawałeczka już ci się znudziła. Więc co? Odgryzasz kawałek z tego, co ukroiłeś dla siebie. Wyjmujesz z paszczy ręką i dajesz młodemu. Obrzydliwe... ale nie finalne. Bo gdyż młody do paszczy bierze, ale co? Wypluwa... i odruchowo ten kawałek łapiesz. I co? jak nie użyjesz na siłę mózgu, to wkładasz sobie ten kawałek z powrotem do paszczy. MEGA obrzydliwe.
Kilka razy już się na tym złapałam...
Czekam, kiedy zacznę wymiotować do gardła dziecka, jak to ptaki mają w zwyczaju. Zresztą chyba wszystkie matki-zwierzęta karmiące na pewnym etapie idą na polowanie, zżerają myszy / zające / larwy, a po powrocie oddają młodym takie przeżute, połowicznie przetrawione pożywienie, prawda?
Wierzcie mi, rodzice małych dzieci są bardzo blisko zwierząt...

Mówię z jedzeniem w ustach, jem w pozycji półleżącej na kanapie, upadłe na podłogę jedzenie, ale bez widocznych przyklejonych włosów, czy śmieci, uznaję za jadalne i wtykam do dzioba sobie lub dziecku, a łyżka oblizana przez kota jest wystarczająco czysta, by dalej karmić nią decybela.

A wieczorem, gdy już uda się odzyskać swoje życie, bo dziecię śpi, przychodzi kac moralniak.
Tyle lat wpajania zasad, tyle pieprzenia odnośnie który widelec do czego i jak korzystać z serwetki... i co? Jeden niemowlak burzy to wszystko i zanim zdążysz się zorientować, jesz sushi łyżką, bo widelec, pałeczki i twoje japonki służą aktualnie do budowy konstrukcji umożliwiającej przejęcie władzy na świecie.
A przynajmniej tak to wygląda sądząc po minie budowniczego.

5 komentarzy:

  1. A bo też ludzkość za dużo tych zasad sobie ponarzucała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) samo życie
    malarka

    OdpowiedzUsuń
  3. Jola,
    A kiedy Ty byłaś na obozie przetrwania ?

    OdpowiedzUsuń
  4. A jak miałam jakieś 12-14 lat. Nie musieliśmy polować, żeby jeść, ale obóz zaczął się od tego, że musieliśmy zbudować prycze mając do dyspozycji noże i las ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. dobrze wiedziec ze pocietych butelkowcow tez dopada propper inner ssak :-D
    ro

    OdpowiedzUsuń