Ponieważ nie jestem w ostatnim czasie w zbyt rozrywkowym nastroju, urodziny Brunona miały być raczej spokojne. Koleżanka Lokaleska z córką miały wpaść na tort i kawę. Taki był pierwotny plan.
Ale plany w moim wykonaniu nigdy się nie sprawdzają...
Pierwszą zmianą była srająca grypa, która uniemożliwiła zaplanowany wcześniej, a jakże, przyjazd mojej siostry z dzieciakami w tygodniu poprzedzającym urodziny. Więc plan został zmieniony, przyjechali w tygodniu urodzinowym. No i dobrze, więcej dzieciaków.
Siostra moja plan mój jednak zmodyfikowała z zaskoczenia. Zapraszając do mnie, do nas w odwiedziny nagle i dla mnie całkiem wtem, polsko-włoskich znajomych na kawę-po-drożną. Bo akurat przejeżdżali w okolicy. Co prawda bez tragarzy, ale za to z czwórką dzieci. Czwórką dzieci 4-języcznych! No skoro robisz imprezę dla dzieci, to chyba dodatkowa czwórka się zmieści...
Tak.
Na to wszystko, jakby było mi mało niezaplanowanych atrakcji, wkroczyła z niespodzianką rodzina Holendra. Znaczy się przyjechali na urodziny Brunona bez zapowiedzi i piśnięcia w temacie. Dwa dni jechali, musiałam im furtkę otworzyć...
Przypominam, że przygotowana byłam na JEDNO bonusowe dziecko i JEDNĄ kawę... ;)
O w dupę węża!
No więc zrobiłam sobie zdjęcie jak to kłębowisko węży demolowało mi dom. Tak ku pamięci i przestrodze, jeśli chciałabym kiedyś mieć DUŻĄ rodzinę.
Zrobiłam sobie też zdjęcie po tym, jak już wszyscy poszli, a ja zostałam z ostatnim łykiem szampana. Na wypadek, gdybym to pierwsze zdjęcie zgubiła, wyparła, albo by mi totalnie hormony mózg rozwaliły i z jakiegoś powodu uznałabym tę ilość dzieci za cudowne rozwiązanie. Ilość pustych butelek, brudnych talerzy, zeżartych przekąsek, ciasta, wypitej kawy, ogolonych kotów, rozjechanych rabatek z kwiatami, przedziurawionych basenów, urwanych huśtawek i wspomnienie po białych schodach i gładkich ścianach, powinno mnie otrzeźwić... Kiedyś-tam. Bo teraz to walczę, żeby ten obraz nie śnił mi się po nocach ;)
Oraz 4-języczne dzieci w ilości sztuk cztery, to jest kurde coś nieogarnialnego.
Zaczynają coś tłumaczyć mamie po polsku, kończą do ojca po włosku. Ale między sobą po niemiecku. A że akurat leci bajka po angielsku, to wiadomo, że czasami im się i na ten język przełączy... A że są w stadzie, to jedno zaczyna, inne kończy, trzecie zaprzecza, a czwarte odwraca kota ogonem. Dosłownie i w przenośni.
Nikt bez przygotowania bojowego nie jest w stanie nadążyć za takimi multijęzykowymi potworami. Prócz innych potworów rzecz jasna...
Kochane dzieci.
Jak śpią.
Albo mają żłobek z internatem.
Najlepiej w Szwajcarii... ;)
W jakiej Szwajcarii?
OdpowiedzUsuńW Australii jeśli już ;)
Całusy Kochana! Dla Ciebie i Decybela też :)
Anja Angelina
Dziękujemy :)
Usuńczterojęzyczne?! Zuzia, moja wnuczka, jest dwujęzyczna, no dobra - w porywach trzy, bo angielski zaczyna rozumieć, i tak bywa trudno zwłaszcza gdy styka się z rodziną w Pl. Ale CZTERY?! Potwory nie dzieci!
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Ciebie z okazji kolejnych urodzin Dziedzica. A ileż to słodkie dziecię skończyło, bom w rachunkach słaba?
To były dopiero drugie urodziny :)
UsuńA 4-języczne dzieciaki są niesamowite i naprawdę fajnie się na to patrzy i słucha. pod warunkiem, że nie ma się potrzeby z nimi dogadać ;)
Po trzecich urodzinach młodego będziesz potrzebowała pobytu w sanaturium :-P
OdpowiedzUsuńOd zerowych urodziny potrzebuję pobytu w sanatorium :D
UsuńA mnie ciekawość naszła, więc zapytam: oni nocowali u was, czy udali się do hoteli??? :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że hotel. To chyba tylko takie nasze-polskie, że śpimy u rodziny. Oni tego raczej nie lubią, a już na bank nie oczekują, gdy przyjeżdżają niezapowiedziani.
UsuńCenię takich gosci i takie podejscie :) Naj naj wszystkiego dla Was, buziaki, dagmara
UsuńDzieki :-)))
Usuńnajlepszego!!!
OdpowiedzUsuńp.s. lekko hormonalnam slomiana wdowka - ja poprosze to zdjecie;-)
Dziękujemy :)
Usuń