środa, 14 października 2015

Dzień nauczyciela

Odkąd żyję na wsi, jestem totalnie odrealniona.
Oglądam telewizję, ale wraz z przeprowadzką zrezygnowałam z (resztek) programów publicystycznych, politycznych, śniadaniowych. Nie ma w nich dla mnie niczego ciekawego. W zasadzie nie oglądam niczego co w jakikolwiek sposób nawiązuje do PL. No może na DOMO+ czasami są programy o polskim designie ;)
Wiadomości w sieci też nie czytam, bo nie da się tego czytać. Oglądam w zasadzie tylko to, co jest po angielsku, czyli jeden kanał serialowy, jeden filmowy, jeden kuchenny i jeden wnętrzarsko-designersko-architektoniczny. Ah, no i kreskówki po holendersku :)))
Polskich czasopism ani gazet nie kupuję, bo po tych tonach papieru, które musiałam zawodowo oglądać, zbrzydło mi wszystko. Wszędzie widzę fotoszopa. Na zdjęciach i na tekstach. Na obietnicach i na raportach...
Radio w domu gra holenderskie, w samochodzie czeskie. Jakoś nie tęsknię za przebojami Zetki, bo o RMFie wspomnieć mi nie wypada... ;)
Czasami przeglądam czasopisma, które Holender gromadzi jak chomik. Czeskie, niemieckie, holenderskie. Coś tam niby rozumiem, ale głównie podpisy pod obrazkami i to mi absolutnie wystarcza.

Chyba odreagowuję. Przesyt newsów. Przesyt informacji.

Totalne zaprzeczenie mojego poprzedniego życia.
Po 2,5 latach takiego odcięcia się od mediów, jakoś nie czuję się uboższa, naprawdę nic mnie nie omija. Nic ważnego w każdym razie.
To co istotne i tak do mnie trafia. Albo Holender mi to o 2 w nocy przeczyta, czy tego chcę, czy nie, (gdyż on nadal cierpi na informacjoholizm i śledzi newsy światowe i szczegółowe z kilku ulubionych krajów). No albo zobaczę jak połowa moich znajomych na Fejsie pieni się na drugą połowę, bo podzieliła ich ważna kwestia...

No więc oczywiście nie dowiedziałam się na czas, że dzisiaj jest Dzień Nauczyciela.
Zwykle mnie to święto nie ruszało jakoś szczególnie, bo miałam pecha i w swoim życiu nie trafiłam niestety na nauczyciela z powołania, który by mnie porwał, dla którego weszłabym na blat ławki, jak w Stowarzyszeniu Umarłych Poetów.
Polonistki tłukły mnie po łapach mentalną linijką za skróty myślowe, za wymyślanie słów.
Matematycy chwalili tak skutecznie, że wybrałam politechnikę. A potem przez pięć lat ledwo ogarniałam co się do mnie rozmawia na analizie, algebrze, kosmicznej astronomii i fizyce wywracającej umysł na lewą stronę. Po latach mogę stwierdzić z całą pewnością - mogłabym żyć bez tych wszystkich informacji, gdyż prócz ogólnego rozwoju jolki, prócz nauki walki z wiatrakami, nie wniosły do mojego codziennego życia niczego użytecznego. A z gleboznawstwa, które być może teraz by mi się przydało do upraw trawnika i krzaczorów, też niestety nie pamiętam nic. Nic prócz kamieni szlachetnych :-) Na egzamin ustny Pani Profesor, która pewnie była tylko magistrem, albo doktorem, przyniosła szkatułkę ze swoją biżuterią i trzeba było wygrzebywać agaty i inne rubiny. Jedyny egzamin, który był naprawdę fajny przez te wszystkie lata nauki... 

Nie doceniałam swoich nauczycieli.
Nigdy nie byli dla mnie niesamowici, od razu widziałam ich słabości, czy też może niedoskonałości systemu nauczania. Bo jak można nauczyć języka w szkole, jeśli są tylko dwie godziny tygodniowo? Jak można na lekcji zająć się fajnymi doświadczeniami, jak trzeba "przerobić materiał", itd.
Panią Dyrektor z przedszkola za to bardzo dobrze pamiętam i chyba nigdy nie zapomnę. Twarzy, głosu, tego jaka była zupełnie nie pamiętam, ale od pasa w dół pamiętam każdy szczegół. Spódnica na gumkę, która sprawiała, że wyglądała na przewlekle ciężarną. Plus popielate rajstopy, a pod nimi kręcone włosy na nogach. Fascynowały mnie. Zawsze siadałam tuż przed nią, gdy na krześle czytała nam bajki. Bajki miałam w nosie, wszechświat ciemnych, kręconych, niemal męskich włosów pod rajstopami mnie fascynował...

No.
I właśnie z tego powodu wiem, że nauczyciele mają przesrane. Bachory zawsze skupią się na rozpiętym guziku, odrostach, tuszy, manierze mówienia, rozpracowaniu systemu odpytywania uczniów, czy włosach na nogach ;)
Dodatkowo dzieciaki zwykle nauczycieli nie lubią, bo przecież rolą nauczyciela jest nie tylko uczyć, ale też egzekwować. A to już jakby gorzej. Kto by lubił swojego kata...

Ale teraz patrzę na nauczycieli zupełnie inaczej. Odkąd moje Panie Żłobianki zajmują się moim Decybelem i robią to wspaniale, mam tylko szacunek i podziw dla ludzi, którzy z własnej woli wybierają taki zawód.
Ile trzeba mieć w sobie spokoju, dobra i ujemnej agresji, żeby znieść kilka-kilkanaście zasmarkanych potworów niewłasnej produkcji?!? Ile trzeba mieć w sobie energii, żeby dotrzymać kroku rozwrzeszczanym kilkulatkom? Ile trzeba mieć odwagi, żeby stanąć naprzeciwko klasy kilkunastoletnich buntowników?

Zaniosłabym moim Paniom Żłobiankom po dobrym szampanie, ale wiadomo - nie wypada alkoholu w takim miejscu. Będą gifty holenderskie, bo myślę, że MERCI i innych badyli mają po kokardę.

Jeśli jesteś nauczycielem - DZIĘKUJĘ.

18 komentarzy:

  1. 30 3-latków, 30 6-latków i jedna sala do wszystkiego, brak wszelkich pomocy dydaktycznych, wycinanie z papieru setek liczmanów, gromadzenie kasztanów, żeby było czym te hordy dzieciaków zająć. Wydawanie własnych pieniędzy na papier, kredki, farby! Ale też małe łapki dokoła szyi i przemijanie wszelkich smutków po wejściu do sali, i te okrzyki radości na mój widok... Uwielbiam dzieci i młodzież. Myślę, że dużo dawałam od siebie, ale też dużo brałam od nich, radości życia choćby :) Ale już nie chcę, mimo wszystko, nie chcę pracować ani z dziećmi, ani w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciele zdecydowanie powinni miec mozliwosc wczesniejszej emerytury, nawet sobie nie potrafie wyobrazic jak meczy taka praca...

      Usuń
    2. Bardzo Ci dziękuję za te słowa. Dla mnie są ważne. Buźka! :) xx

      Usuń
  2. eee, tam...Tylko w Polsce(no i innych pokomunistycznych krajach) młodzież nie lubi swoich nauczycieli. System nauczania w Polsce jest przestarzały, kompletnie nie przylega do tego co człowiekowi w życiu potrzebne.
    Maturzysta wyrecytuje życiorys Mickiewicza ale nie potrafi użyć karty bankomatowej.
    Obliczy skomplikowane równanie matematyczne a nie rozumie różnicy między przychodem a dochodem.
    Mój synek, wychowanek polskiej podstawówki i gimnazjum miał w szkole w Szwecji problem, gdy dawano mu zadanie bez określenia wyniku jaki ma osiągnąć. Teraz studiuje czeski i ma problem, gdy musi dokonać analizy jakiejś powieści. Bo ma tylko to polecenie "zanalizuj" czyli co? Jaka odpowiedź jest prawidłowa? I strasznie ciężko mu przyjąć, że KAŻDA. Bo go nauczyli w Polsce, że zawsze jest tylko jedyna i słuszna.
    Ale przeciw nauczycielom nic nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na maturze eksperymentowali i byl TEST z analizy wiersza... :-/

      Usuń
  3. Dziękuję Jolka :]
    Ale dzieciaki lubią nauczycieli (no, może nie wszystkie...) wiem, bo dziś zostałam TADA... najbardziej lubianym nauczycielem w szkole. I to strasznie miłe, gdy te potwory Cię docenią. A jedna z moich paskud (czyt. uczennic) popłakała się gdy to usłyszała- ze szczęścia. I to było dla mnie najpiękniejsze w dniu dzisiejszym :]
    I "Provincial" nie każdy nauczyciel jest taki- wielu tak, ale czasem się trafi inny :] A dla mnie słuszna i prawdziwa jest TWOJA odpowiedź i punkt widzenia, jeśli potrafisz to uzasadnić- nawet jeśli kłóci się to z moimi przekonaniami- i to staram się przekazać moim dzieciakom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piekne :-)
      Ja tez lubilam swoich nauczycieli, niektorych nawet bardzo. Wielu cenilam.
      Ale zaden jakos mnie nie porwal :-(

      Usuń
  4. Ja trafiłam na takich charyzmatycznych nauczycieli, o których można kręcić filmy. I to nie raz, pewnie dlatego, że do tylu szkół chodziłam:). Pani Pawlak, polonistka z paskudnej, szarej soc-podstawówki. Genialna nauczycielka, która zabierała nas na jakieś zasyfione grządki, a potem kazała na lekcji opisywać, jak rośnie kapusta... Odpalała papierosa od papierosa, bez przerwy piła kawę, bezlitośnie tępiła wszelkie klasowe miss, które nazywała topielicami i raz o mały włos nie dostała apopleksji,kiedy jedna z koleżanek poinformowała, że do szkoły dojeżdża "trajlusiem" :) Mrs George - kobieta, dzięki której angielski wchłonęłam jak gąbka, pokochałam i przyjęłam jak swój drugi język ojczysty. Starsza Hinduska, zawsze w sari, zawsze z upiętymi w kok, siwymi włosami, oaza spokoju, cudowna kobieta o niesamowitej klasie. Pewnie już nie żyje, to było tyle lat temu. Był jeszcze Mr. Nathan, też Hindus, który wielbił Napoleona i rzucał w nas zeszytami i Cezary, który uczył historii muzyki tak, że na jego lekcjach dzieciaki siedziały ściśnięte na parapetach, byle tylko słuchać jak na tle VIII symfonii Szostakowicza krzyczy o żołnierzach w Stalingradzie :) Też już nie żyje. I chociaż żaden z nich tego nie przeczyta, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem, dziękuję, ale ... z tymi mersi i badylami to gruuuuuuuuuubo przesadziłaś.
    Moje klasowe potwory mają po 8-9 lat. Nie wszyscy wyznają mi miłość, ale lubię ich, chociaż dają nieźle w kość! ulach

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki :)
    Teraz nie zwracam już kompletnie uwagi na nieustający uczniowski rentgen, staram się tylko wyglądać jakoś schludnie, bez kredy na spodniach, chociaż ostatnio zdecydowanie wolę tablicę interaktywną od konwencjonalnej :P
    Co do moich nauczycielskich guru, to po latach mam cichą nadzieję, że choć trochę poszłam w ślady mojego cudownego metodyka - dr Bortnowski po prostu wymiata :)
    A niełatwą codzienność osładzają mi powitalne uśmiechy czy spontaniczne przytulasy albo esemesy z serdecznościami nie tylko od święta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No pieknie, mialam swietna polonistke 7-8 klasa (jeszcze podstawowki, stary model jestem) wspaniale nam opowiadala filmy, oscara bym jej za to dala!!! Oczywiscie szacun ogromny dla nauczycieli (osobiscie bym co najmniej zwariowala lub po prostu wymordowala polowe smarkaczy, no taka jest prawda, nic na to nie poradze). Pozdrawiam! Jolanta

    OdpowiedzUsuń
  8. Jolka! Do roboty! Co to znaczy, żeby przez dwa tygodnie ani słowa z siebie nie wyrzucić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zbieram się, zbieram... ale jakoś tak nie mam o czym ;))

      Usuń
  9. W sumie - dziękuję, Jolanto - po troszke poniewczasie - ale jednak. Jestem belfrem - na razie w zawodzie pracującym nie na stałe. I wiesz - na kolanach bym szła do pracy w szkole. Kocham to, kocham nauczac i kocham bachorki. Szczególnie te wypyszczone, krytykujące i marudzące. Gimnazjalne:) Może los wreszcie okaże się byc łaskawym. Mam nadzieję. Kamila, urodzona w Dzień Nauczyciela, z matki nauczycielki. I Twoja wielbicielka, od lat:) Buziaki.

    OdpowiedzUsuń