niedziela, 19 kwietnia 2015

Żona marynarza

Facet mój bardzo dużo podróżuje. Może nie na koniec świata, ale ciągle gdzieś jeździ. Bo lubi, bo taka praca, bo rodzina za granicą, bo mieszkamy w środku większego niczego i żeby cokolwiek, to trzeba się ruszyć... ;)
I zasadniczo bardzo często go nie ma. A jak jest, to i tak jakby go nie było, bo albo ładuje akumulatory i "go nie ma", albo wisi na telefonie, bo gdzieś nie pojechał, a sprawy trzeba przegadać, albo inne albo.
Miałam z tym spory problem, ale przywykłam.

Ostatni tydzień pokazał mi, że chyba aż za bardzo.
Bo facet mój się rozchorował. I został w domu!

A wiadomo, że chory facet w domu, to zło.
Są dwa typy zachowań chorego samca. Albo udaje bohatera i nie bierze leków, nie pójdzie do lekarza, ale kicha, prycha i potyka się o własne nogi, marudzi i zrzędzi i WKURZA. Aaaaalbo jest absolutnie umierający, chorutki, pisze testament i nie jest w stanie sam sobie zrobić herbaty, ani ogarnąć ładowarek do ośmiu otaczających go w łóżku urządzeń elektronicznych, bo przecież w łóżku właśnie zbudował swoje polowe centrum zarządzania wszechświatem...
Masakra.

I do tej pory myślałam, że chory facet w domu to jest kurcze problem. Ale to jest tak naprawdę pikuś.
Mały pikuś.
Duży pikuś jest wtedy, gdy chory facet wyzdrowieje i uzna, że jego problemy zdrowotne biorą się ze złego odżywiania (oh, to jednak ser i majonez nie dostarczają wszystkich niezbędnych witamin? nieprawdopodobne!!!) spowodowanego brakiem apetytu z okazji nałogowego palenia papierosów (oh, niemożliwe, doprawdy?!?).  WIelki Pikuś, PIKUSIOSŁAW OLBRZYMI, zaczyna się wtedy, gdy ten facet zapragnie ZMIENIĆ SWOJE ŻYCIE. To znaczy rzucić palenie, zacząć się odżywiać, ruszać się i częściej bywać w domu.

Jak przez tydzień mi jęczał w chałupie i przeszkadzał w moich codziennych czynnościach luksusowej kury domowej, to brew mi się lekko mierzwiła, ale spoko. Chory jest. A ja mam syndrom żony marynarza, ale przecież zaraz wyzdrowieje i wszystko wróci do normy...
Ale jak zaczął wyżerać owoce, soki, chrupki i jogurty dla dziecka (czego wcześniej nawet kijem nie tykał), wstawać w środku nocy i przygotowywać sobie posiłki (budząc mnie i pytając czego ja tam daję i w jakich ilościach do tego, co akurat będzie spożywał) generując syf, zniszczenie i efekt tornada przetaczającego się przez kuchnię i zapasy, bo przestał palić i zaczął się wypychać jedzeniem, to zaczęło być słabo. Dość.
Nie zapominajmy o huśtawce nastrojów gorszej niż u kobiety w ciąży. Że on teraz przytyje. I że przecież te ciuchy. I że nowe trzeba będzie. I jezusmaria twarz mu się zmieni. I może i głos. Ale chyba nie rozmiar stopy, tylko nie moje stopy!! To by kosztowało fortunę i nie warto.  I będzie miał mniej czasu na pracę, bo ciągle będzie żarł. I że będzie GRUUUUBYYYY.... A to wszystko nad litrem lodów czekoladowych.
Nerwowy terrorysta połączony z brykającym słodkim kotem Filemonem, pociesznym psem Goofy na łyżwach i depresyjnym Osłem wiecznie gubiącym własny ogon. Mieszkanka ekstremalnie wybuchowa i nieogarnialna.

Dlatego, jak mi oznajmił, że musi wyjechać na kilka dni do Czech, to mi naprawdę ulżyło. Czy jadę z nim? Do Pragi skoczymy, na shopping, pójdziemy do naszej ulubionej restauracji, odpoczniesz od codziennej rutyny, a Brunon pogra w golfa i do zamku na piwo i ser, cooo?
Oh, jakie ja mam plany na ten tydzień. Dawno nie byłam taka zajęta i absolutnie nie mogę, chociaż bardzo bym chciała Kochanie...
Tak.
Tutaj są Twoje kanapki, tu Ci włożyłam czeskie Korony, a tutaj buziak na drogę, paaaaa!

Kto powiedział, że nie można wspierać w rzucaniu nałogu na odległość...?! ;)

34 komentarze:

  1. Niewiele rzeczy mnie tak bawi jak Twoje teksty. No, po prostu, do łez! Ciągle sprawdzam czy nie ma czegoś nowego i naprawdę CZEKAM.

    OdpowiedzUsuń
  2. wow jedno chorobsko i juz rzuca palenie?;) wow, chcialabym tak.:) trzymam kciuki a Ty odpoczywaj i nalej sobie czegos:))) dagm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No skad... Rzuca od poczatku ciazy, tylko mu sie zeszlo ;-) ale choroba go zmotywowala chyba :-)
      Naleje, jak tylko dziecko zasnie :-)

      Usuń
    2. To Holender jest w ciąży?!?
      Jolka, jak Ty to zrobiłaś?
      Jak Holender to zrobił?
      Jak WY żeście to zrobili?
      :D

      Usuń
    3. hihiih, mój też rzucał- jak będę w ciąży ( nie udało się ;-)) jak urodzę ( też nie dało rady) jak znajdzie świetną pracę ( też nie) i już chyba nie rzuci bo żadna choroba nie wpłynęła na to żeby chociaż o tym pomyślał ( nawet ospa wietrzna załapana w Euro Disneylandzie hahah).

      Usuń
    4. Moze musi dorosnac do tematu :-)
      Moj rzucal od dwoch lat, ale dopiero jakis tydzien temu realnie przestal palic :-) poki co sie trzyma :-)

      Usuń
  3. Dobre, dobre ;)
    Doskonale Cię rozumiem, uwielbiam, jak mój mąż znika na jakiś czas :D

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedyś przeczytałam "facet przeziębiony nie walczy o zdrowie, on walczy o życie" :)
    i wiem co przeżywasz w związku fazą "życie slow" u chłopa. Zabić to za mało

    OdpowiedzUsuń
  5. No i znów - " skąd ja to znam"... Z tą jednak różnicą, że mój chorujący ukochany nie zamierza sam sobie pomóc (wyjście do lekarza), tylko jęczy, ale nawet skubany nie powie, że czegoś chce. Lubi, kiedy sama się zainteresuję, że coś mu jest i wtedy zaczyna się taniec: a może herbatki? nie? posmarować cię? te tabletki powinny pomóc...
    Cierpiący wyrzut leży i oczekuje ode mnie, że go uzdrowię. Niestety nie udaje mi się to, gdyż nie jestem znachorem/doktorem, może bardziej pielęgniarką donoszącą jadło i napoje, masującą stópki/plecki - a wszystko odbywa się przy akompaniamencie ponurych komentarzy, że to już jego niechybny koniec i "do piaaachu".
    Naprawdę, już jestem tym znużona.
    Opieka nad naszą niespełna roczną córką kosztuje mnie znacznie mniej energii - przynajmniej mała nie marudzi jak tatuś.
    Także w zupełności się z Tobą zgadzam, że bezmężowskie dni wcale nie są takie złe :)
    pozdrawiam, Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masujesz mu stopiszcza i plecy? O kobito! Wniosłaś męskie chorowanie na kolejny poziom absurdu! :-))) co to są za gady z tych chorych samców!!! ;-)

      Usuń
    2. Ja dysponuję oswojonym egzemplarzem - z gatunku 'domum reptivium. Ale to nawet zabawne, że jeśli się zadba o jego podstawowe potrzeby, to gadzinka przymyka oczy i prawie mruczy z zadowolenia :P

      Usuń
    3. No, o ile oczywiście gad może mruczeć - metafora taka :)
      llona

      Usuń
    4. Gady to chyba tak wiecej sycza z zadowolenia ;-))))))

      Usuń
  6. Mi się coraz bardziej wydaje, że znikający samiec to podstawa udanego związku. Za moim też sie właśnie zamknęły drzwi. Co za uczucie! :-D :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-))) najkochansi sa, gdy pozwalaja nam za soba tesknic! ;-)

      Usuń
    2. O to, to. Właśnie. Ja też tęsknię, ale to oznacza, że go nie ma ;-D

      Usuń
    3. To byłam ja, lama, tylko mi się paluszek omsknął :)

      Usuń
    4. ohhh jakbym chciała, żeby tak zniknął ;-) nawet wyartykułowałam to ostatnio ;-) może niedługo się uda hihih

      Usuń
  7. a ja tesknie za swoim mezem jak wariatka.
    lylowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja za swoim chlopem tez! I bardzo to lubie czasami ;-)

      Usuń
  8. Mój też już ze 2 razy rzucał palenie. MAAASAAAKRAAAA....
    Miałam ochotę go ochotę ukatrupić pierdyliard razy na dobę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-))))
      Ja sobie powtarzam, ze teraz jest slabo, ale to minie. A kiedys rzucic powinien :-)

      Usuń
    2. Oł :-( krew w piach normalnie... Twoja krew ;-)

      Usuń
  9. Moj z tych udajacych bohatera;) I nawet nie jeczy, marudzi dopiero, jak sie wkurzam i go wykopuje do lekarza;) Natomiast sama boje sie chorowac, bo wtedy zamienia sie w lawa w klatce i mnie zamecza pytaniami, jak sie czuje. ja sie nawet w kostke kopnac nie moge i glosniej zaklac, bo juz leci sprawdzac, co mi jest;)
    Tessa
    1-2 dni bardzo lubie pobyc sama, od trzeciego zaczynam tesknic, jak glupia jakas;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak Ci zazdroszczę :)
      Mój się ze mną nie cacka, oni tam w NL mają podejście ciut inne do lekarzy. Dopóki możesz chodzić i sama jeść, jesteś w sumie zdrowa ;)

      I tak 1-2 dni to maks... A że nie pracuję w fabryce, to jak ma jechać gdzieś na dłużej, to się zwykle z nim zabieram i po kłopocie :)

      Usuń
    2. Moj sie cacka przesadnie, teraz jest troche lepiej,ale tuz po przeprowadzce wyszedl mnie szukac w lesie, bo za dlugo biegalam jego zdaniem, tzn. juz sie ciemno zrobilo;)
      Musialam mu wytlumaczyc, ze mnie za reke nie trzeba prowadzac;)
      Z tym zabieraniem, to fajnie masz:) Czasem mam tez ochote te fabryke w pi...oruna rzucic;)

      Usuń
  10. klasyk. problem polega na tym, że ludzie w związkach... po prostu się nie lubią. Lubią być "w związku", ale już drugiej osoby w tym związku - to nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może i tak często jest.
      Ja swojego chłopa lubię i lubię z nim być. Ale chory facet, albo rzucający palenie facet, to jest jednak inna bajka ;)

      Usuń
  11. Takie życie na statku zapewne ma swoje zalety i wady. Jednak gdy już sie schodzi na ląd to ważne są podatki marynarskie. Będziemy musieli zgłosić się w tej sprawie do tej kancelarii https://radcaprawny-trojmiasto.pl/podatki-marynarskie/ , ponieważ specjalizuje się w takich sprawach. Są niezwykle skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń