Wielka mi łałałiła gotować pod presją czasu... Ale za to z odpowiednim sprzętem, wszystkimi niezbędnymi składnikami, twarzą do garów i to z użyciem dwóch rąk!! To nie jest wyzwanie!
Prawdziwe wyzwanie to gotowanie przez matkę kilkumiesięcznego potwora.
Mamy dwie kategorie konkursowe:
1) ugotuj dowolną kolację z tego co znajdziesz w lodówce; czas na wykonanie zadania 8h, ale w każdej jednej godzinie możesz przebywać w kuchni od 5 do 9 minut, a następnie musisz biec do bachora
2) ugotuj danie na zamówienie dla 4-6 osób, ze składników których nie masz i których nie ma w sklepach w promieniu 50km (bądź kreatywna!), czas na wykonanie zadania 3h; dodatkowe utrudnienia: dziecko na ręku, głodne koty pod nogami
Pierwsza kategoria wydaje się być prosta. Ale nie dajcie się nabrać! 8x kilka minut w kuchni to jest masakra. Nikt nie podaje w przepisach - gotuj 3x po kilka minut, prawda? Więc finalna struktura dań to duuuża niespodzianka dla wszystkich :-)
Druga kategoria to już zabawa dla zaawansowanych. Na początek trzeba znać masę sztuczek. Jak zastąpić drogie i niedostępne składniki polskimi podstawowymi przyprawami, tak żeby finalnie nie podać berbeluchy przypominającej zawartość pieluchy ukochanego maleństwa. Maleństwa, które przez cały czas wisi ci na ręku, więc możesz smażyć tylko tyłkiem do kuchennki (szalenie wygodne, polecam!). No i możesz używać tylko jednej ręki! Szczególnie polecane podczas obierania czosnku lub wydłubywania miąższu z avokado. Sieknie cebuli podczas trzymania wijącego się dzieciątka to jest oczywiście pikuś. Zwłaszcza gdy tak jak moje waży prawie 8kg... To 1.5 pięciolitrowego bukłaka wody, które robi wszystko żeby wykąpać się w gorącym oleju, albo po prostu spaść!
Do tego koty. A więc musisz znaleźć czas na komendy głosowe 'złaźmikurwaztegostołu', 'nienieniewołowinaniejestdlawas', 'gdziesiępętaszpodnogamikurrrrwa'. Plus podobne. Plus wyłapywanie latających kłaków, bo nikt ich nie lubi w jedzeniu, nawet koty...
Do tego piruety i przeskoki nad dwoma futrami, odbieranie telefonów od zmartwionych twoim milczeniem babć potomka i oglądaniem Friendsów jednym okiem, bo przecież nie chcesz rezygnować z siebie i odmawiać sobie drobnych przyjemności, heloooł!!
Nie zapominajmy też o odpowiednim stroju. Chcesz się czuć kobieca, więc wąska spódnica, lśniąca bluzka i szpilki. Tak. Plus pełny makijaż, bo po gotowaniu nie będzie czasu na takie głupoty, a nie chcesz się pokazać przychodzącym na kolację gościom niezrobiona...
No.
Także... Te wszystkie śmieszne konkursiki to każda gotująca matka ogląda chyba tylko po to, żeby podejrzeć, jakiż to makijaż kuchenny jest w tym sezonie modny... ;-)
eeee teraz to nic ;-) masz Decybela pod pachą poczekaj do raczkowania i prób wstawania wtedy to dopiero jest EKSTREMALNIE ;-)
OdpowiedzUsuńps. mojemu pomagało oglądanie obrad sejmu co traktował jako bajkę ;-)
Obrady sejmu, musze zapamietac :-) nadaja to w ogole jeszcze w tv? Masakra... :-)
Usuńnie wiem. bo Młody już z tego mocno wyrósł :-)
UsuńHej jednemu znajomemu bachorowi bardzo dobrze na psychikę robiło śpiewanie Deutschland, Deutschland über alles. Przy przewijaniu co prawda ale bardzo się uspokajał :)
OdpowiedzUsuńHolender mu śpiewa hymn UK. Pomaga na uspokojenie. Holendra ;-)
Usuńteraz rozumiem czemu mnie tak entuzjastycznie kiedys zapraszalas;)) do garow ewentualnie do pilnowania kotow (no bo chyba dziecka bys mi nie powierzyla?;))
OdpowiedzUsuńa tak powaznie, to podziwiam od dzisiaj wszystkie matki gotujace! ...i wybaczam wszystkim niegotujacym (co tu raczej nagminne jest)... chyba bym wolala z glodu umrzec niz w takich warunkach gotowac ;))
metropolitanska swinia;)
UsuńAlex, dziecko sprzedaje wszystkim chetnym wariatom ;-) ale gdybys wziela na siebie koty, to i tak byloby o niebo latwiej ;-)
Usuńkoty to dla mnie nie problem! moj jest tak wytresowany, ze robi co chce, kiedy chce i jak chce... a ja mu z usmiechem na ustach usluguje ;)) ... o kazdej porze dnia i nocy...zeby nie bylo...;))
UsuńChcialas powiedziec, ze Ty jestes tak wytresowana, nie kot... ;-)
UsuńI dlatego uznaję mieszkanie z babcią decybeli, sztuk dwie, za wcale nie taki głupi pomysł...
OdpowiedzUsuńNoooo, moje babcie sa bardzo, bardzo daleko :-(
UsuńJolu, opisz kiedyś koniecznie, jak to z Tobą i Holendrem było- jak się poznaliście, jaka jest Holenderska teściowa.. :)
OdpowiedzUsuńOj, to jest tak romantyczne, że nie na internet. Mooooze kiedys w ksiazce to opisze ;-)
UsuńOj, to brzmi jak obietnica! Pinky promiss? Wszyscy czytacze będziemy czekać z nieciepliwoścą! Pozdr, Andrzej
OdpowiedzUsuńA mnie jeszcze bezczelnie ciekawi, co Twój Holender robi TAM, gdzie mieszkacie. Skąd on tam się wziął? ;-)
OdpowiedzUsuńKsiążkę, książkę piszpiszpisz. Jolindo.
Przypadek poganiany przeznaczeniem ;-)
UsuńElutek - Ja nie miałam odwagi pytać jak to było z holendrem. Myślałam że przegapiłam gdzieś na starym blogu, a potem zamknięty na 3 spusty. I mam wielka dziurę w życiorysie Jolidny. - Spać po nocach przez to nie mogę, Więc na tę książkę czekam i już się zapisuje na przedsprzedaż
OdpowiedzUsuń