niedziela, 1 marca 2015

odchaming nieudany

w związku z tym, że chciałam żyć z moim facetem i wspólnie z nim wychowywać decybela, zrezygnowałam z życia w wielkim mieście. z życia, które bardzo, bardzo lubiłam, bo miałam wszystko zorganizowane dokładnie tak, jak tego chciałam.
Holender mój nie pochodzi z dużej metropolii, ale jakby nie było, oboje kisimy się w wiejskim, polskim sosie na tej naszej śląskiej prowincji i czasami potrzebujemy pooddychać spalinami. dla zdrowotności. to nam po prostu dobrze robi na głowę ;)

więc wyrywamy się jak się da. gdzie się da. czasami.

w ten weekend wreszcie udało nam się wyjechać.
padło na kraków. bo blisko, bo bez zadęcia, bo fajnie.

sprawami hotelowymi zajmuje się on. ja oczywiście też bym mogła, ale Holender nie podziela, nie rozumie i nie ogarnia, jak można nie z mega biedy, a z wyboru, podróżować z plecakiem i spać z karaluchami. niezwykle się cieszę, że podróż do indii, chin, wietnamu, syrii i libanu, na kubę i w kilka innych miejsc, odbyłam zanim go poznałam, bo wiem, że te klimaty nie będą mi już prawdopodobnie dane. nawet jeśli będę chciała jechać sama. bo przecież matka jego dziecka nie może być narażona na kąsanie szczurów i w żadnym razie nie może przywieźć z wakacji jakiejś zarazy tropikalnej...
taaak.
więc on wybiera hotele, a ja się staram nie wtrącać, a jedynie endżojować konstelacją gwiazdek i urokami pławienia się w luksusie.

niestety, ilekroć udajemy się w tak zwaną polskę, to ten luksus, to taki jest więcej luksusowy jak mydło luksja. w kostce. z przylepionymi włochami...

kraków.
hotel pięciogwiazdkowy, samiusieńki rynek starego miasta. chyba nie da się drożej...
wybieramy apartament, bo przecież jedziemy z dzieckiem i fajnie jest mieć gdzie te wszystkie bambetle rozłożyć. kosztuje, ale niech tam, czasami trzeba zaszaleć.
przyjeżdżamy. nie ma jak dojechać pod hotel, bo to strefa bez ruchu samochodowego. trza mieć przepustkę, czy tam inne pozwolenie. nie mamy.
hotel nie poinformował nas, gdzie zaparkować, żeby z bagażami nie robić maratonów, więc olewamy przepisy i wjeżdżamy pod samo wejście. ryzykując mandat, albo porysowane gwoździem drzwi.
wsypujemy się z całym dobytkiem do lobby.
jest pięknie.
dostajemy kartę-klucz i instrukcje co i jak w hotelu.
ale nikt nie proponuje, że nas do pokoju odprowadzi. nikt nie proponuje pomóc nam z bagażami. a mamy ich w cholerę, mimo że to tylko weekend. dziecko, wózek, miśki, walizki...
jestem wkurzona i mokra, bo prócz ganiania za dzieckiem, walczę na schodach z walizką i wózkiem, nie możemy znaleźć pokoju...
ARGH - gdzie się podział pan wyciągający łapę po napiwek, który zabierze walizki i objaśni, że tamte drzwi prowadzą do toalety, a łóżko znajduje się tutaj?!? chętnie bym mu zapłaciła. w cholernych eurasach.
dlaczego nikt nie informuje nas, że pod hotel nie da się podjechać samochodem? a tak, wiedzieli, że przyjedziemy autem, bo zarezerwowaliśmy parking! za 70 zeta / noc...

idziemy na kolację.
zamawiamy, wybieramy pasujące do naszych dań wino. ja nie jestem szczególnie wybredna, ale jak karta liczy ze sto stron, to się napalam na dobry trunek, bo wiem, że mój facet wybiera doskonałe wino.
przychodzi jedzenie, a pan kelner, ze smutną miną i złamanym sercem, informuje nas, że no niestety, tego wina co to je wybraliśmy, akuracik pacz pan, nie ma już na stanie.
a jedzenie na stole.
więc wertujemy znów kartę, jedzenie stygnie.
ok, wybraliśmy coś...
i co? jemy, czy czekamy?
jemy.
wino dotarło pod koniec ostatniego przeżucia.
no jakby musztarda po obiedzie.
jakbyśmy chcieli coś deserowego, to byśmy sobie bułgarską Sophię strzelili...

akcja z winem powtórzyła się jeszcze raz, gdy chcieliśmy wziąć butelkę do pokoju i wyżłopać ją podczas usypiania dzieciaka. tego co chcieliśmy i było oczywiście w spasionej i rozbuchanej karcie, nie było. a na to, które wybraliśmy po tej informacji, czekaliśmy ze 20 minut...
myślę, że ktoś szybko pobiegł do sklepu, bo inaczej sobie tego wytłumaczyć nie potrafię. hotel był pusty, nie musieliśmy walczyć o wolny slot czasowy obsługi.

a na dowidzenia wisienka na torcie.
uprzedzono nas, że jeśli będziemy potrzebowali odebrać z parkingu samochód, to powinniśmy to zgłosić w recepcji 20 minut wcześniej, bo ktoś musi po niego pójść i przyjechać nim pod wejście.
no spoko. acz średnio nam się podobała wizja, że ktoś przez pół miasta jedzie naszym samochodem... nie wiem - parking za miastem został wybrany z oszczędności, czy jak?
po śniadaniu daliśmy znać, że potrzebujemy auto, bo wyjeżdżamy.
dwadzieścia minut później zeszliśmy do recepcji się wycheckoutować. samochodu nie było.
samotny pan recepcjonista, porzucił recepcję i pobiegł po nasze auto. z jakiegoś powodu wziął ze sobą koleżankę kelnerkę. no nie powiem - średnio mi się podobało, że sobie towarzysko idą razem odebrać nasze auto. wycieczkę taką organizują. piwo i kanapki pewnie mieli w torbie.
jeszcze mniej mi się podobało, jak na opuszczonej recepcji (nie przyszedł nikt na zastępstwo) musieliśmy się kisić przez 20 minut. z wkurzonymi tabunami ludźmi, którzy też czekali na swoje samochody i checkout.
no kto by się spodziewał, że goście będą wyjeżdżać po śniadaniu? i że będą potrzebowali swoich samochodów...?
w końcu pan recepcjonista wrócił z naszym autem.
ale to nie koniec atrakcji.
bo podbiegła do nas pani kelnerka. zawstydzona. że kłopot jest.
że zostawiła w naszym aucie dokumenty, cały portfel, wszystko.
nosz kurwa.
szkoda, że zużytych prezerwatyw nie zostawili...
rzuciłam jej bardzo kąśliwą uwagę i trochę mi głupio, ale byłam naprawdę zła.
pańcia zaczęła tłumaczyć, że nie, że oni nie jechali razem, że kolega ją tylko podrzucił na parking swoim samochodem, żeby szybciej było. i że ona sama przyjechała naszym.
no może.
wyszła jednak mega skucha.
zwłaszcza, jak odkryliśmy zmienione ustawienia radia, foteli i klimy.
KURWA NOOOO.

zapłaciliśmy kilka tysi, bo niestety (nie)przyjemności kosztują.
i zwykle nie mam z tym problemu, bo hotele i tzw. luksusy są drogie, a cennik jawny.
ale tym razem po prostu było mi przykro, że nas tak naciągnięto.
że nas tak potraktowano.
tak kurwa po polsku.

bo w polskich, pięciokurwagwiazdkowych hotelach takie rzeczy zdarzają nam się non stop.
w niemieckich, holenderskich, europejskich, jakoś kurcze nigdy. a jeśli już, to jesteśmy natychmiast przekupieni koszem czekolady, balonikami dla małego, darmową kolacją, albo homarem przysłanym do pokoju.
wchodzi taki homar, śpiewa, trochę stepuje, przyciąga pod pachą dwa kieliszki dobrego zimnego białego i naprawdę zapominasz o tym, że łóżko nie jest podwójne jak zamawialiśmy, a łączone z dwóch (to ma znaczenie nie tylko podczas seksu, ale zwłaszcza, gdy dzieciak spędza pół nocy pomiędzy nami...), albo że pokój nie ma balkonu, a za taki zapłaciliśmy i nie o kasę chodzi, ale o brzydki nawyk papierosowy Holendra. bo to oznacza, że żeby zapalić musi dymać na zewnątrz. co nie zawsze jest takie super fajne cool, jak dzieciak darciem ryja oznajmia światu, że bez ojca, to on definitywnie za chwilę zejdzie z tego łez padołu, a mnie się kończy wódka-pozwól-żyć-z-dzieckiem w minibarze...

wszędzie poza polską czuję się dopieszczona. wpadki się zdarzają, nawet najlepszym, jasne. ale obsługa powinna zrobić wszystko, żeby na koniec wizyty gość chciał z uśmiechem zadowolenia zapłacić i wrócić. i polecić miejsce znajomym.

z polskich hotelów zwykle wyjeżdżamy zażenowani.
nasza rodzima obsługa klienta leży i kwiczy. jest na poziomie pola namiotowego, albo ja wiem - akademika. człowiek ma przyjść do pokoju spać i nie wydziwiać.

w Zakopcu, tak - pięć gwiazdek, mieliśmy w pokoju 35 stopni. obsługa nie widziała problemu, że nie dało się ustawić mniej. se państwo okno otworzą. tak. niemowlę właśnie takie warunki uwielbia. tropiki z dodatkiem przeciągów o temperaturze -10 stopni, bo był siarczysty mróz.
plus restauracja, w której w teorii było sporo dań kuchni niepolskiej, ale w praktyce dało się zjeść jedynie rozmrażane, odgrzewane pseudo-polsko-swojskie jedzenie. które akurat dla nas nie jest żadną atrakcją. co innego porządne steki wołowe, jagnięcina, czy dobre, świeże ryby, które trzeba było zamawiać z dwudniowym wyprzedzeniem!!

we Wrocławiu, nadal pięć gwiazdek, rano okazało się, że korytarz pod naszymi drzwiami zamienia się w restaurację. śniadaniownię. stoliki stały jakieś dwa metry od naszych drzwi, a gwar śniadaniowy rozpoczynał się na wiele godzin przed naszą planowaną pobudką. idealne warunki, żeby wypocząć, a po to tam pojechaliśmy...

i tak dalej.
zawsze kurna coś.
zawsze.

jest mi niezwykle przykro, że jako naród, jesteśmy tak głęboko w dupie. tak nic nie rozumiemy z podstaw obsługi klienta. że takie ogromne klapki na oczach mamy.
dlaczego właściciel luksusowego w założeniu hotelu zatrudnia wyłącznie studentów do jego obsługi? w sumie to nie ma w tym nic złego, jeśli ich dobrze wyszkoli i zapłaci, bo wtedy będą pracowali tam długo, nabiorą doświadczenia...

mamy taki hotel w niemczech. Holender śpi tam ZAWSZE jak jedzie do/z Holandii. od lat.
jego rodzina także, bo też do Polski ze względu na interesy od lat przyjeżdża. tysiące euro z radością tam zostawiają, mimo że żadnych specjalnych zniżek nie mają.
i wiecie co?
jak nie ma wolnego pokoju, bo nie zawsze chce im się rezerwować, to wolą przejechać całą drogę na raz, niż spać gdzie indziej.
i mimo, że to bardzo duży hotel, obsługa (od lat niezmienna!) zna nas wszystkich po imieniu. na urodziny, święta i tzw. okazje dostajemy buziaki i czekoladowe upominki. i nie, nie jest najtaniej. i nie, nie ma wodotrysków.
ale jest obsługa klienta.
bo klient i jego portfel jest dla tych niemców najważniejszy.
i za to będę wielbić ich po wieki. i dlatego nigdy nie będziemy na tej trasie spali gdzie indziej...
bo zadowolony klient, to wierny klient. wierny jak pies...
polacy zdają się tej wiedzy nie posiadać :(

i tak - znam kilka FAJNYCH hoteli w PL. idealnych bym nawet powiedziała. no, ale ileż razy można pojechać w to samo miejsce...

54 komentarze:

  1. I dlatego, nauczona doświadczeniem, wolę jakiś tam skromny hotel trzygwiazdkowy, mały, na uboczu trasy, gdzie ludzie są życzliwi, żarcie smaczne i cisza, spokój....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie masz rację :) Tylko jak na takie hotele trafić?

      Te nasze też były z polecenia. Ale jak widać - albo nie trzymają poziomu i akurat my mieliśmy pecha, albo każdy gość ma inne wymagania i co innego go irytuje :(

      Usuń
  2. moze warto stworzyc liste fajnych hoteli? wyglada na to, ze w krakowie i wroclawiu mieliscie pecha (ale jaki fajny wpis za to! :-), ale zmojego dowsiadczenia powiem, ze w warszawie da sie fajnie mieszkac, nad morzem, na mazurach...
    lylowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu miejscach da się fajnie mieszkać. My sami mamy kilka ulubionych hoteli, do których zawsze fajnie wrócić :)
      A listy polecanych są przecież w sieci. Te trzy, które opisałam, były oceniane przez użytkowników najwyżej, 5 na 5 gwiazdek. I albo my mieliśmy pecha, albo ten system ocen można sobie wsadzić... :-/
      Moim zdaniem - hotele nie trzymają poziomu. I raz jest super, a raz dają dupy po całości...

      Usuń
  3. Luksus polega u nas na czym innym?:) Znając ludzi w miarę, jak na nasze warunki zamożnych wydaje mi się, że polega głównie na tzw. zadęciu, tanim blichtrze i robieniu wrażenia:)
    A obsługę zatrudnia się po prostu jak najtaniej...
    kwk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc to nas uderzyło, że obsługa była absolutnie niedoszkolona. Miłe dzieciaki studenciaki. Zero managera, który by nimi pokierował. :( A to oni są przecież twarzą hotelu...

      Usuń
  4. Tak jest nie tylko w hotelach. W Polsce tak jest wszędzie, w taksówkach, pociągach, autobusach, urzędach, no, szkoda wyliczać, WSZĘDZIE! :) I faktycznie, posiadanie grubego portfela wcale człowieka przed tym czymś nie uchroni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo :-( wszedzie mozna zrobic w bambuko, niezaleznie czy usluga za 5, czy 5000zl...

      Usuń
  5. Jesteś pewna, że to był krakowski Rynek? Bo tam to tylko takie jakieś apartamenty są....
    kwk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, bylismy w Plocku, sorki literowka ;-)
      Oczywiscie, ze jestem pewna...

      Usuń
    2. Bo nie ma na rynku w Krakowie 5 gwiazdkowych hoteli. Taki hotel np. musi mieć basen, a to byłoby raczej trudne...
      kwk

      Usuń
    3. Tak, adresu Stary Rynek pewnie nie ma żaden hotel 5*, ale ten w którym byliśmy mieści się jakieś 30 metrów od "tafli" rynku. A basen można zrobić nawet na dachu, żaden problem, chociaż w tym wypadku był w piwnicy.
      Nie da się wstawić zdjęć w komentarzach, więc sobie sama zobacz na stronie Hotelu Starego. Linka nie wklejam, bo nie będę ich promować.

      Usuń
    4. I należy do najbotszej w Krakowie rodziny?... Cóż, już dawno stwierdziłam, że bogaci są oszczędni (a oszczędzanie na personelu jest u nas doprowadzone do perfekcji, niestety). Sorry, że okazałam się niedowiarkiem ale pojęcia nie miałam, że w tak zabytkowych kamienicach można budować baseny, choćby i wpiwnicy i że zgadza się na to konserwator zabytków... Człowiek uczy się całe życie...
      kwk

      Usuń
    5. Oh, jak masz odpowiednio dużo kasy, to na wszystko znajdzie się rozwiązanie :) Drugi z hoteli od tej samej rodziny, Copernicus, też ma basen i spa, a jest tylko ciut dalej od Rynku, więc to nie precedens.

      Usuń
    6. Na Kanoniczej, ale tamtejsza potwornie droga restauracja jest ponoć bardzo dobra:)
      kwk

      Usuń
  6. Tak przykro czytać jak ludzie się zmieniają... Jolinda w wersji korpo - warszawskiej byłaś wyluzowana i radosna. Nie kupuję Ciebie w wersji mamy decybela (nie podoba mi się ten styl) i "Hrabinii" oburzonej nieprofesjonalną obsługą w pięciogwiazdkowym hotelu. Żegnaj. Zmywam się stąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to szczescie dla wszystkich, ze czytanie mojego bloga nie jest obowiazkowe! :-)
      Hrabinia pozdrawia!

      Usuń
    2. Jak to nie jest?:))
      kwk

      Usuń
  7. No dobrze jestes bogata, masz wypchany portfel i trudno cie zadowolic. Dziewczyno, czemu nie wrocisz do Warszawy? Gorzkniejesz!
    K.W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie mialabym o czym pisac, to pewnie dlatego :-)

      Usuń
    2. Uwaga!!!!!!!!! Żmije jadem tryskają! Jakież to polskie :D hłe, hłe, hłe

      Jadzia

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wycięłam, bo się długi komentarz zdublował.

      Usuń
  9. Hej Ty tam na gorze. Mnie to sie mocno wydaje, ze Ty jednak uwielbiasz styl Jolindy I dlatego tak uwaznie czytasz wszystkie wpisy. Ja pikole , co za narod. Jak sie idzie gdzies gdzie nam nie pasuje, to sie grzecznie wychodzi. A potem sie dziwic, ze mi sie do Polandii jezdzic nie chce I wole rodzine zaprosic do siebie. Jedna taka wydra potrafi mi spierniczyc caly pobyt. Zadziwiajace jest to wrecz, ze to przewaznie kobiety sa takie zawistne ? No przeciez musi jedna z druga pokazac, ze dla zasady to ona sie wylamie I jadem popluje - bo jak to tak polska zyczliwosc I zrozumienie pokazac .? A ze juz ktos kompletnie nie zrozumial przeslania tekstu I tego bloga- to juz pomijam. Jak Hrabinia nagle zacznie pisac jaki to swiat jest piekny I wspanialy - to ja sie wypisuje. Kupie sobie " Poradnik domowy " albo " Przyjaciolke " ? Walisz Jolajna prawda po oczach- I dobrze. A subiektywny punkt widzenia Ci sie nalezy - w koncu to Twoj blog , Twoje akwarium. Co sie zas tyczy hoteli, restauracji, I innych takich uslug - wszedzie jest podobnie , ale tylko w Polsce jest az tak zle pod tym wzgledem, ze nie cierpie chodzic do sklepow, jezdzic w polskie gory czy nad morze. A mogloby byc tak pieknie. Partner mojej mamy jako polski Niemiec juz dawno zauwazyl, ze w Niemczech, jak ma sie wypadek, to przyjezdza profesjonalna pomoc drogowa , zabieraja auto I potem je odbierasz jak sie da. W Polsce zas pojawia sie ekipa, z ktorej przynajmniej jeden wyskoczy I oznajmi, ze po co do warsztatu, przeciez Pan Henio wyklepie !

    OdpowiedzUsuń
  10. jak ja sie rozwalilam samochodem w polsce i nawet nie wiedzialam dokladnie gdzie jestem - las za mna i przede mna - to ekipa mnie znalazla, odwiozla do domu a samochod do warsztatu i nikt mi ie proponowal wyklepywania ani pana henia. "Jak Hrabinia nagle zacznie pisac jaki to swiat jest piekny I wspanialy - to ja sie wypisuje." - interesuja cie tylko negatywne wpisy, tantawi?
    dla mnie to jest smutne, ze jak sie w rzymie czy londynie trafi na kiepska obsluge w 5gwiazdkowym hotelu to sie mialo jednorazowego pecha a jak w polsce to zaraz cala polska do dupy i smierdzi.
    lylowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak ja się rozwaliłam samochodem w PL, to przyjechały hieny i za przeholowanie auta zaśpiewały taką kasę, że w zasadzie rozważałam kupno nowego ;)
      Można mieć pecha, albo i nie, wiadomo.

      Nie jest tak, że polska jest cała do dupy i śmierdzi. Jestem ostatnią osobą, która tak twierdzi. Dlatego ciągle jeździmy w Polskę, chociaż Czechy, Austrię i Niemcy mamy w zasadzie bliżej niż sensowne miejscówki w PL. To ja namawiam na kolejne próby polskich hoteli, bo chcę swojej holenderskiej rodzinie pokazać, że też potrafimy i że też jest fajnie i że zwykle za te same "atrakcje", w PL płacimy duuużo mniej. I może dlatego kolejne potknięcia tak mnie irytują. Bo naprawdę mi zależy, żebyśmy już do zachodniej europy dorośli...

      A Hrabinia będzie nadal Hrabinią i będę pisać, co mi się akurat pomyśli - i dobre i złe, we własnym stylu :)

      Swoją drogą - zyskałam piękny pseudonim artystyczny :) Następny blog będzie pisany przez Hrabinię, obiecuję :)))

      Usuń
    2. ja nic nie zaplacilam, bo jestem na taka niewesola ewentualnosc ubezpieczona. ja mam blizej szwajcarie i austrie, ale lubie do polski sluzbowo i na swieta do warszawy a na wakacje do reszty kraju. moje entuzjastyczne wpisy jak fajnie jest w polsce zbieraja wiecej ciegow niz twoje krytyczne. tak zle i tak niedobrze.
      lylowa

      Usuń
    3. no faktycznie, ac pomaga. ja wtedy chyba nie miałam, to pewnie stąd ten zawrót głowy cenami holowania.
      a wiesz, komentarze... wszystkim dogodzić się nie da ;)

      Usuń
  11. ja tam nie wiem jak jest w 5 gwiazdkowych hotelach, ale wiem,że jak moja sąsiadka wybiera się coś załatwić..to potem przez tydzień slucham jakie to panie niemile, obsluga do dupy, jak musi czekac na zalatwienie czegokolwiek tygodniami.. gdzie tymczasem ja w tych samych miejscach ZAWSZe mam przemiłą obsluge, ZAWSZE wszystko jest załatwiane od ręki, a pnie nawet pomogą doradzą i z usmiechem na ryjku wołają do widzenia... czary normalnie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie narzekam na obsługę, wszyscy byli bardzo mili :), chociaż kelnerzy nie mieli pojęcia jakie wina są dostępne, a jakie nie i czuliśmy się, jakbyśmy grali w zgadywankę - co też tym razem uda nam się skutecznie zamówić...
      Sam hotel też bardzo fajny i rozumiem, że wielu może się podobać w czasie pobytu tam absolutnie WSZYSTKO. My mieliśmy jednak akcje, które nie powinny się przytrafić, a jeśli nawet, to w jakiś sposób powinny być "zatuszowane". Nie były, więc na koniec wyjechaliśmy skwaszeni... :( Nie piszę reklamacji, nie robię awantury, po prostu jest mi przykro, że się rozczarowaliśmy.
      I to są pierdoły, jasne. Ale jeśli płacisz za nocleg ceny premium, to oczekujesz obsługi premium. Zagraniczne 5* hotele jakoś ogarniają te pierdoły... Zamówione wino do kolacji powinno być podane wraz z jedzeniem. A jak nie ma tego konkretnego wina, to ta informacja powinna być przekazana nam wcześniej, żebyśmy mieli szansę zamówić coś innego i mieli jednak co pić do posiłku. Jak mam milion bagaży, to oczekuję, że ktoś mi pomoże, to nie jest hostel do cholery. Albo chociaż udostępni wózek i wyjaśni, gdzie jest pokój. A w godzinie wyjazdu gości jeden, nawet bardzo miły i obrotny chłopak nie ogarnie checkoutów i przyprowadzania aut, bo jest JEDEN, a pokoi i gości duuużo... ;) I wierz mi - jak nie możesz opuścić zatłoczonego lokalu, za który zresztą słono zapłaciłaś, bo twój samochód jest niewiadomogdzie i tłoczysz się z innymi wkurzonymi ludźmi, którzy też nie mogą się z hotelu wydostać, to robisz się zła. Ja miałam ochotę robić sceny ;)

      Usuń
    2. Jolinda, trzeba było:) swoją drogą przynajmniej masz co opisywać.. ja np teraz juz wiem ,zeby sie nie pchac do 5 gwiazdkowego hotelu..jesli kiedykolwiek mnie bedzie stac hihi.

      Usuń
    3. Jolinda, ja miałam dokładnie takie same uciechy w Pradze... Młode dziewczyny, nie wiadomo dlaczego obrażone na cały świat i demonstrujące to wszem i wobec. Wino, które albo wyszło albo się spóźniło, nieważne. Pies to trącał, chciałam się tylko przespać przed upiornie wczesnym lotem. Ale... Mi się wydaje, że problem leży po prostu w tym, że nasza branża turystyczna jako taka nie wyszła w powijaków. Chęci są ale wzorców nie ma i nie ma tradycji. Dajesz przykład Austrii, no ale Austria turystyką stoi, szkoły przygotowujące do zawodu mają świetne, no i doświadczenie. My w ciągu dwóch dekad przeskoczyliśmy z jednej strony ze standardów Misia, a z drugiej dziwnego przekonania, że luksus ma twarz Alexis z Dynastii, elegancki hotel musi walić po oczach. Do tego każdy zatrudnia młodych ludzi, miłych i entuzjastycznych, ale nie mających pojęcia o swojej pracy, bo jak ktoś już wspomniał, taniej. I takie są efekty. O braku wzorców nie będę pisać bo się nie chcę narażać ;) I tak jest o niebo lepiej niż 10 lat temu, powstają fajne hotele i nawet ktoś wokół nich sprząta ;) Ale to wszystko wciąż jest lekko egzotyczne i prowincjonalne, ten frak ciągle pije pod pachami... tak po prostu jest. Ja wybrałam taką opcję - jak przyjdzie mi do głowy wybrać się do PL nie po to, żeby odwiedzić rodzinę, to stawiam na egzotykę i koloryt lokalny. Bawarczyk się cieszy, że kury chodzo i dostał lina w śmietanie i paczpani, szedł 6 km przez las i nie było ANIJEDNEJWSI! Potem przez pół roku wszystkim opowiada. A jak mam ochotę za przeproszeniem zażyć luksusów to jadę w drugą stronę. I radze wam to samo :)

      Usuń
    4. Lorka, no co Ty. Drogie hotele zwykle sa warte swojej ceny :-) to troche tak, jakby obrazac sie na Bentleya, bo sie brudzi ;-)))

      Usuń
  12. No to jest dobre rozwiazanie, ale przeciez znasz Holendra. Jego kury nie uciesza, a bezkres lasu owszem, jesli bedzie jechal przez niego samochodem... ;-)
    Wiesz, ja sie zawsze ludze, ze ok, no w hotelu w Raciborzu to jest lekki obciach i folklor czasami, bo to malutkie miasto, ale kurna w KRK to przeciez musi byc dobrze. Bo jak nie tam, to gdzie? Jesli ceny sa zachodnie, a sa, to do cholery niech sie ogarna :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, że go nie ucieszą. To wybierajcie jezioro Como, tam naprawde jest ładniej niż na pojezierzu suwalskim (wiem, wiem, polecą pomidory) i poziom usług też jakby ciut wyżej. No i Clooneya można spotkać (chociaż ja to bardziej jego żonę uważam ;-p).
      Kraków nie Kraków, PL jest prowincjonalna i tyle. Czasem fajnie prowincjonalna, czasem mniej ale jest i albo się to przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza, lubi, ma sentyment i wtedy można z pasją jeździć i pokazywać albo nie i nie ma co się napinać. Ja tam uważam, że Paryż zawsze będzie ładniejszy od Krakowa, narty w Austrii od tych w Białce Tatrzańskiej, wspomnień z dzieciństwa ani sentymentu nie mam, w związku z tym walą mnie lokalno-patriotyczne uniesienia, nie jeżdżę i już ;)

      Usuń
    2. No ja mam ambicje zaszczepienia polskosci i dobrych polskich wspomnien w Brunonie. Skoro juz jest kundelkiem narodowosciowym, to niech cos z tego ma ;-)

      Usuń
    3. Nie no, to pojmuję, ale język i domowe tradycje to całkiem co innego a na wspomnienia to on jeszcze przez kilka lat będzie za mały. Pamiętasz coś sprzed ukończenia piątego roku życia? Ja nie.

      Usuń
    4. Jasne ze nie, ale go przeciez w domu samego nie zostawie, a przez kolejnych kilka lat, zanim zacznie zbierac wspomnienia, uda nam sie znalezc kilka nowych fajnych miejsc w PL metoda prob i bledow ;-)

      Usuń
    5. Trzymam kciuki :) Chodziło mi o to, że póki mały to można go zabierać tam, gdzie wam jest przyjemnie bo i tak nie zapamięta i nie wpłynie to na kształtowanie młodego umysłu i tożsamości. Ale jak to taki zakrojony na szeroką skalę plan to pszepraszampójdęsobie. Jest takie miejsce Lawendowo na Mazurach http://www.lawendowo.com/pl/, słyszałam, że naprawdę fajne i na zdjęciach wygląda ładnie. Potraktuj to jako moją kontrybucję do wychowania decybela ;-)

      Usuń
    6. :-) dzieki! Na mazurach jest sporo fajnych miejsc. Aaaaale my tam mamy cholernie daleko :-( jakies 7h i wiecej :-( w tyle dojezdzamy do chorwacji, wiec teges... :-/ jeszcze sie nie wybralismy.

      Usuń
  13. No kurcze napisalam taki dlugi komentarz i mi wcielo;(
    W kazdym razie w skrocie: mialam takie przeboje ok. 20-15 lat temu majac na karku byla, niedoszla sp. tesciowa (mame ex-exa), ktora uparla sie z nami przyjechac do Polski.
    Ostatnio takich przejsc nie mam, ale z Moim raczej w Polsce trzymamy sie apartamentow, sa naprawde doskonale (no, ale my nie mamy Decybela;).
    Ostatnio odkryla fantastyczny pensjonat w Zakopanem, moge polecic ze szczerego serca, wprawdzie do 5+ hotelu mu brakuje;), ale widoki i sniadania to kompesuja z nadwiazka:)
    Pozdrawiam Hrabine:)
    Tessa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj cos system szaleje i albo komentarze znikaja, albo sie powielaja :-/
      A co do apartamentow i pensjonatow, to dla mnie git, ale Holender chce byc obsluzony hotelowo, on to po prostu lubi, wiec niestety odpada...

      Usuń
  14. lamaglama, ale przeciez w bawarii pelno lasow:-) sama jak wyjde z domu i pojde w odpowiednia strone to przez 6 km nie ma zadnej wsi! no i co wy w ogole z ta austria? austria slynie przeciez z nieuprzejmych uslug i aroganckich kelnerow!!! a ludzie i tak tak jezdza, bo pieknie:-)
    lylowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheh Lylowa, no lasów pełno, ale Wirtshaus co kilometr żeby turysta nie opadł z sił, jak to możliwe żeby BEZPIWA??? Horror i dramat przecież. A ja mówię o Puszczy Augustowskiej, gdzie naprawdę nie ma nic, jak u Kononowicza ;-p Różnica naprawdę lekka była, zachwycał się, najbardziej tymi kurami w punkcie gastronomicznym, aż mnie to wpieniać zaczęło. A Austria - nieuprzejmych? Dziwnych to może tak, ale żeby nieuprzejmych, to nie, nie trafiło mi się ;) A o turystyce to powtarzam, co mi powiedzieli, infrastrukturę mają świetną przecież. A Ty też w Bawarii? Gdzie?

      Usuń
    2. ja ciagle w austrii, wiec z pierwszej reki, ale i tak nikt mnie stamtad nie wygoni:-) wlasnie wrocilam z 9 dniowych nart. ja w bawarii spod monachium a ty?
      lylowa

      Usuń
    3. Regensburg. I okazjonalnie/regularnie okolice Bad Toelz, czyli znad Monachium i spod granicy :)
      Ja też Austrię lubię i uważam, że Austriacy mają fenomenalne i zupełnie niedoceniane poczucie humoru. Hader mnie do łez doprowadza, ich czarne komedie też. 9 dni na nartach zazdroszczę okrutnie, ja byłam w tym roku 4 dni w Zams i może jeszcze się jakoś uda... Ale tu już wiosna za oknem.

      Usuń
    4. bad tölz to juz niedaleczko, bo ja po tej stronie monachium ale regensburg daaaleko. ze dwie godziny. jaka wiosna? u mnie ciemno a platki sniegu maja srednice 5 cm.
      zagladnij tu do mnie: wrzosowy.blox.pl, moze nam bedzie kiedys po drodze:-)
      lylowa

      Usuń
    5. Też jestem zdziwiona, bo tu zwykle jest albo mgła, albo mgła albo dla odmiany pochmurno, a teraz słońce wychodzi co dzień, niebo niebieskie, ciepło... cuda, panie.
      Zajrzałam. Fajna ta Twoja Malina :)
      Mam nadzieję, że będzie :)

      Usuń
  15. Aaaaaa wszystko mi się skasowało!
    To tak po krótce już - czytałam Cię 5, 6, a może i i już 7 lat temu i jakież było moje zaskoczenie i radość wielka gdy tydzień temu znalazłam odblokowanego pospolitusa!
    Do dyskusji o snobistycznych zachciankach dodam tyle, że jak biorę kwaterę pod Zakopanem to stosownie do standardów i zapłaty wymagam, by kibel był czysty.
    Może zechcesz odpowiedzieć na kilka pytań:
    Co się stało z czarną rurą?
    Czy skoro szukasz aktualnie pracy, i rozważałaś nawet Wa-wę to czy nie ma opcji powrotu na stare śmieci? Do tej konkretnej fabryki znaczy się?
    pozdrawiam Cię Jolinda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam po latach zatem :)

      Czarna Rura żyje, została z moim exem. Pies ma niestety jednego Pana i nie byłam to ja :(
      Powrotu do Wawy już nie szukam, przeszło mi ;) Ale nie, nie miałam dokąd wracać, bo reorganizacja, nowa rzeczywistość, itd., a ja byłam na kontrakcie. Zresztą, jak odchodziłam, to nie prosiłam - poczekajcie na mnie. Mówiłam - nie wrócę już do Wawy, nie czekajcie. Wiec nie płaczę ;)

      Usuń
    2. Ha, ha ja też wspominałam Twojego pieska. Niewdzięcznik, a Ty go wyprowadzałaś:)
      Statystycznie chyba w 50% (nie pamiętam dokładnie) przypadków nie ma możliwości powrotu do pracy po urodzeniu dziecka. Niezaleznie od tego, co się mówiło.
      kwk

      Usuń
    3. Noooo... i to jest ta słaba strona macierzyństwa :-/

      Usuń
  16. kurcze...a jak wy tak pierwsi w kolejce byliście do tego przyprowadzenia samochodu,że recepcjonista wam podygał?? a reszta tłumu czekała na powrót jeżdżącej kelnerki i "abarot'? czy po każdy samochód jakas kelnerka pojechała?? trzeba było do Hotelu52..tam i odżwierny, i bagażowy..serio, w telewizji pokazują..;)) ps.padłam..beżowy bagażowy fakt- poza fallow me po korytarzykach-zawsze na końcu pokaże łazienkę..jakoś mi to umkło, w stresie,że znowu na dolara popatrzy z politowaniem..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, byliśmy pierwsi w kolejce, a pan był jeden. Nie wiem, jak to ogarnęli po naszym wyjściu, ale jak ci wszyscy ludzie musieli czekać aż on sam z kelnerką te wszystkie auta sprowadzą, to sądzę, że mieli wieeele reklamacji tego dnia ;)

      Usuń