poniedziałek, 18 listopada 2013

Odchamianie w mieście

Życie na wsi jest fajne i wygodne, ale ja jestem mieszczuchem. I od czasu do czasu włącza mi się tryb MUSZĘ do miasta.
Dopóki byłam bez decybela, spakowanie się na kilkudniowy wyjazd polegało na otworzeniu walizki i wrzuceniu kilku szmatek i kilku par butów. Z dzieckiem sprawa jest jakby bardziej skomplikowana... Piramidalna wręcz.
Ubranka, pieluchy, zabawki, gryzaki, kremy, krople, kocyki, chusteczki, nosidełka, wózki, a jak ma się pecha to i butelki, mleko, sterylizatory, podgrzewacze, itd. No z pół chałupy trzeba zapakować, słowo.
Kupiłam więc duży, terenowy samochód, który w teorii miał być samochodem rodzinnym. Taki z reklamy, wiecie... Dwoje usmiechnietych rodzicow, szczebioczace dzieci - dwoje lub troje plus pies. Duży pies, żaden tam kotomysz. Do bagażnika powinna wejść także deska surfingowa, cztery komplety nart i namiot dla małych odkrywców.
Samochód miał luksusowo sunąć po autostradach i dostarczać adrenaliny na bezdrożach, bo ma przecież tryb jazdy pomiędzy kaktusami! 

Jassssne, wszystko się zgadza, pod warunkiem, że rodzina ma model 2 + 1, gdzie jeden to kot lub pies... I nikt z tej trójki nie uprawia sportów innych niż szachy :-/ 

Po zapakowaniu wózka (gondola + koła) w bagażniku nie miałam miejsca nawet na błyszczyk do ust. No jakaś masakra... Po zapakowaniu wszystkiego do środka chciało mi się tylko wyć, a nie podbijać stolicę. Niestety decybel mnie uprzedził i to on włączył syrenę... Bo przecież gorąco / zimno / mokro / umiera z głodu, albo po prostu się nudzi.
Aaaaaargh!!!

Jak moi rodzice podróżowali do swoich rodziców pociągiem, autobusem i z buta z dwójką dzieci, bagażami iiiii dwiema świnkami morskimi, to naprawdę nie wiem, nie ogarniam.

Pięć godzin później wypadłam z samochodu pod domem rodziców. Ucałowałam warszawską ziemię i poczołgałam się do toalety. Następnym razem prócz pieluch dla młodego muszę spakować też kilka dla siebie. Niedzieciaci nie zrozumieją, ale odwiedzenie toalety w podróży z dzieckiem to jest level mocno zaawansowany gry w przetrwanie, nie dla takich lamerskich matek jak ja, więc prawie się rozpękłam...

Po przekazaniu potomka w opiekuńcze ramiona dziadków, zerwana ze smyczy udałam się w miasto :-)
Shopping, paszczozapchajing i tour po znajomych.
W ulubionych sklepach były same piękne ciuszki i buty na obcasie. Szałowe. Niestety. Niestety nic, co by mi się przydało odkąd nie śmigam po korpowykładzince... 
Sushi, które na wsi śni mi się po nocach było pyszne, ale po 28 kawałku i natarciu sobie dekoltu wasabi, miałam dość...
A znajomi nadal pukają się w czoło gdy mówią o mojej decyzji rzucenia taaakiej pracy i taaakiego życia.

Najgorsze jednak z najgorszego było to, że ani u rodziców, ani na moim ukochanym Wilanowie, nie czułam się już jak u siebie... Bo u rodziców dom z ogrodem niby, ale bez saren! I jakiś taki ciasno miejski ten ogród, no i widok na dom sąsiadów...
A Wilanów jakiś taki nadęty troszkę ą ę i czołg mój nie miał gdzie zaparkować i bolączki z kursem euro, czy franka na spłatę kredytu już nie są moje, więc czułam się jakoś dziwnie. A na tarasie moim byłym nie moje koty i nie moje wino w kieliszku...
Nie mój cyrk, nie moje małpy słowem.

I znów poczułam się cygańsko. Kolejne miejsce, które nazywałam domem, domem być przestało. Warszawa, chociaż wciąż mi najbliższa, nie jest już moim miastem...

Bezpański kundel, słowo daję. A jedyną stałą w moim życiu jest zmiana...

No.
To w zasadzie mogę zacząć obstawiać, czy za kilka lat znajdę się planowo na stałe w Holandii, czy może rzuci nas na Madagaskar, albo inną Ukrainę. Z całą pewnością coś się zmieni! :-)

16 komentarzy:

  1. Kilku moich funfli wylądowało w Chinach. Przemyśl.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, ja bardzo chetnie, ale teraz to już nie tylko ode mnie zależy.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja sie przekonałam ze nie ma czegoś takiego jak rodzinny samochód. Kupilismy naprawde duzy samochód, wiekszy od tych z reklamy. Zapakowalismy sie na wyjazd na 2 tygodnie nad morze z dwoma decybelami pieluszkowymi i ... cóż. Pasażerów trzeba było dopychać kolanem;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie... Może trzeba podróżować tirem? ;-)

      Usuń
    2. Ej, a ja bym mogła Wam za kierowcę! Marzę, żeby prowadzić TIRa ;D

      Usuń
    3. No wiesz, to bylby cyrk na kolkach ;-)

      Usuń
  4. hmmm zawsze jeszcze pozostaje, niezastąpiony bagażnik dachowy :-) mogę Ciebie pocieszyć, że wraz ze wzrostem potomka rzeczy owego nie ubywa, tylko zmieniają się na inne ;-) odpowiednie do wieku i przestroga nie sprzątaj samochodu przed podróżą tylko Po ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w gruncie rzeczy pocieszajace co piszesz. Balam sie, ze male dziecko ma malo rzeczy, a duze duuuuzo wiecej ;-)

      Usuń
  5. Jola jak ja Cie uwielbiam. Prawie sie poplakalam ze smiechu jak za starych dobrych czasow. Tylko zawsze mam problem, ze ja bym chetnie koledze i kolezance podeslac, ale juz kiedys usilowalam wrzucic do google translata Twoje posty i ech i sie nie da. Jak Ty sie wogole dogadujesz ze swoim Holendrem i tlumaczysz mu co to jest paszczozapchajing.

    W kazdym razie, ano tak cygansko bywa, tak szybko zmienic jedno na drugie i nawet jak cudne to nigdy do konca, ja sie tylko zastanawiam czy mozna tak po szlajaniu sie znalezc swoje miejsce i sie z niego niechciec ruszac. Cos mi sie wydaje ze nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Stara :-) a z Holendrem to uprawiamy ponglish ;-) ja nie znam połowy potrzebnych słów, więc trochę wymyślam, trochę po polsku, ale głębokie słowotwórstwo nie przejdzie. To moze byc powod, dla ktorego nadal jest ze mna ;-)

      Usuń
    2. Chcesz powiedziec, ze on nadal nie wie o czym Ty mowisz, ale ze tak slodko wygladasz wiec Cie slucha? Niezle rozwiazanie

      Usuń
    3. Mniej wiecej ;-) gadanie przy wychowaniu dziecka jest przereklamowane ;-)

      Usuń
  6. http://www.youtube.com/watch?v=uFQfylQ2Jgg&feature=share
    najlepsze przed Toba.... ogladajac powyzsze, nie wiedzialam, czy sie posikac ze smiechu, czy raczej poplakac, ze takie prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jolindo - wykrakałaś sobie tę Holandię! ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Dzieki za przypomnienie tego wpisu! 😊

      Usuń