niedziela, 3 listopada 2013

Wiejska egzotyka

Na wsi wszystko jest inaczej niż w mieście, wiadomo. Nie wiadomo jednak, dopóki się nie doświadczy na własnej skórze, jak bardzo inaczej...

Takie rachunki na ten przykład.

Wprowadziliśmy się i trzeba było jakoś umyć zęba bądź dwa, więc przydałaby się woda. Bieżąca. Z kranu. 

No więc woda. Skąd się bierze wodę na wsi? Nie z wodociągu miejskiego, nie z akweduktu, ale od pani Halinki.
Pani Halinka mieszka w skrajnym domu na wsi i do jej domostwa dochodzi rura z miejską wodą. I pani Halinka rozdaje niebieskie zeszyty i pozwala podłączać się do jej rury. Co kilka miesięcy przychodzi się z zeszytem z zapisanym bieżącym stanem licznika i u pani Halinki dokonuje się opłaty. W wódce, opale bądź w złotych polskich.
Myślę, że to nie jest do końca legalne, ale z zastanym stanem rzeczy się nie dyskutuje... A studnia jakoś mnie nie pociąga.

Internet jest jak wiadomo jedną z podstawowych potrzeb życiowych. Odmawiłam przeprowadzki, dopóki nie będzie w domu wifi. Aaaale to wcale nie jest takie proste na wsi. Tepsa kabli nie położyła, więc żaden z dużych providerów nie oferował usług. Zostaje internet mobilny, ale zasięg jest tak słaby, że bym sobie chyba żyły suchą bułką otworzyła. I znów - zbawienie przyszło od sąsiadów. 
Otóż jest ktoś taki, jak pan Tomek. Nie wiem, może to brat proboszcza. Wybłagał antenę na wieży kościoła, podpisał umowę z którymś z operatorów i teraz dostarcza kaganek internetu wszystkim zainteresowanym. Jakie parametry, ile to kosztuje i kiedy płatność? 
'Będziecie zadowoleni, a pieniądze nie zając, koło 50 zeta, ale jeszcze nie wiem'.
Dwa miesiące minęły, jeszcze nie płaciliśmy... Nawet nie wiemy, gdzie pan Tomek mieszka ;-)

Zdziwienia także dostarczył pan szambiarz. Na początku dlatego, że bardzo chętnie podawał rękę. Rękę, którą przed sekundą widziałam na rurze do zasysania szamba. Ręka ta brała też ciastka i wkładała je do paszczy właściciela, więc widocznie taka to już praca...
Drugie zdziwienie przyszło, gdy pan szambiarz próbował udzielić nam instrukcji obsługi szamba. Leeedwo go rozumiałam, bo mówił po śląsku bez znieczulenia. Jeszcze gorzej szło mi tłumaczenie zawiłości ruro-zbiorniko-bakteryjnych holendrowi. Wreszcie pan szambiarz się nade mną zlitował i przeszedł na płynny niderlandzki...
Prawdziwy dowód na to, że korpodoświadczenie wcale życia nie ułatwia, trza prawdziwej pracy zaznać... ;-)

Był też pan od ogrzewania, który przyjechał po moim telefonie, ale nie zadzwonił do drzwi, tylko od razu wszedł do kotłowni przez garaż i zaczął majstrować przy termostacie. Wymienił go bez żadnych dodatkowych pytań, gdy nadal nie wiedzieliśmy, że w ogóle u nas pracuje. Po czym zjawił się w kuchni i zażyczył sobie kilku tysięcy. Ja zeszłam na zawał, ale ogrzewanie zaczęło działać...

Egzotyka pełną gębą, mimo że to tylko polska wieś :-)



19 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze znowu piszesz!
    Alexandra (znajoma z fb;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero zaczynam i jeszcze nie wiem, czy światu ogłaszać.
    No ale dzięki! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. bede milczec jak...zawsze:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie trzeba milczec. Teraz sie legalnie kompromituje przed kazdym, kto chce czytac ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby jak najdluzej! Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. rowniez bede milczec!!! i sie bardzo ciesze!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Porąbało was z tym milczeniem. Kółko Joloadoracji? Do ludzi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
  8. :) Jolka jesteś thEBest :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej, ale zeszłaś na zawał przynajmniej w ciepłej chałupie :)
    Nie ma tego złego :)
    Ja też się przyłączam do ochów i achów :)
    Całusy! I zaprawdę powiadam Ci - nie zabij go! :)
    Anja Angelina

    OdpowiedzUsuń
  10. To co rozglaszać można? Najlepszy polski blog znowu działa? Da się zrobić :D

    OdpowiedzUsuń
  11. no w końcu :-) wziełaś się Kobieto do ponownego pisania :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. i ja się cieszę, uwielbiam Cię kobieto pasjami :-) kola

    OdpowiedzUsuń