środa, 28 stycznia 2015

wszyscy jesteśmy tacy sami

dzisiaj dostałam maila od pani jolanty.
nic w tym nadzwyczajnego, ale pani jolanta, nie dość, że ma tak samo na imię jak ja, to jeszcze na nazwisko też ma identycznie.

zobaczyłam maila w skrzynce odbiorczej i zdębiałam.
bo nie przypominałam sobie, żebym sama sobie wysłała maila, co zresztą robię bardzo często, żeby coś mi tam nie uciekło.

i pierwsza myśl - o kurcze, pewnie jak któregoś razu byłam bardzo pijaną młodszą jolką, to wysłałam sobie list z datą dostarczenia na kilka lat do przodu.
druga myśl - hmm, czyżby choroba psychiczna? jedna z moich osobowości wysłała ten list, bo chce być słyszana, ale pozostałe nie pamiętają tego faktu?
trzecia myśl - w dupę węża, mam jakiegoś wirusa i teraz wszyscy moi znajomi dostali ode mnie maila o jakiejś kompromitującej treści. oby tylko chodziło o powiększanie penisów...

jak się opamiętałam i kliknęłam w wiadomość, to nadal nie wierzyłam i musiałam kilka razy czytać na głos, żeby być pewną, że sama do siebie tego maila nie wysłałam...
tak cholernie trudno było mi przełknąć myśl, że jest gdzieś tam inna jolka, która nazywa się tak samo i akurat dzisiaj z przyczyn zawodowych musiała się ze mną skontaktować.

a przecież wiem, że istnieje! znaczy wiedziałam, nawet przed tym mailem.
bo mamy niemal identyczne adresy mailowe. z kropką i bez kropki, albo z jolanta i jolą. wszystko jedno. kilka razy jej maile trafiały do mnie, np. w związku z zakupami internetowymi, albo rezerwacją miejsc. ktoś gdzieś źle zapisał i tyle.
oczywiście może też być, że to jakaś trzecia, albo i piętnasta jolanta.

nie jestem unikalna.
pamiętam, jak mi kiedyś przyjaciel powiedział, że na wakacjach poznał laskę, która po prostu była mną, ale z grecji. że od razu im się świetnie gadało, że wariatka, że czad i że nieprawdopodobne wow.
no bosko.
ale niech spieprza, tak?
a dzisiaj to. identyczne imię i nazwisko... ciekawe, czy kiedyś ktoś spotka kogoś o identycznym nazwisku i imieniu do mojego z identyczną osobowością.
a następnego dnia cały ten zestaw + wygląd fizyczny... bo w sumie dlaczego nie?

hmm...

i tak se popuściłam wodze fantazji...
a może tamta jolka żyje moim życiem sprzed którejś rewolucji?
bo wiem, że mieszka w warszawie i pracuje w telco korpo. jak ja jeszcze całkiem niedawno.
ciekawe, czy ma duże mieszkanie z jeszcze większym tarasem, zażera się arbuzami i kolekcjonuje szpilki, w których ma dokąd chodzić w przeciwieństwie do mnie.
może ma męża i psa? albo chociaż chomika...

albo może się właśnie rozeszła z facetem i układa sobie życie po swojemu? sama? w swoim mieszkaniu na kredyt? sama robi zakupy, sama zasypia, sama ogląda lol koty w sieci i sama rozlewa wino z kieliszka stojącego na szafce nocnej?

no albo ma dziecko, dajmy na to chłopca, z jakimś kosmitą... bo ja wiem, ze Szwedem? on ma fabrykę płytek ceramicznych na północy kraju, a ona nie zrezygnowała z życia w stolicy, pracy, przyjaciół i ulubionych knajp, bo pomorze ją nie kręci? mieszkają osobno?


hmmm...

ja ciągle spotykam tych samych ludzi. mimo, że są oczywiście od siebie bardzo różni. to jednak tacy sami.
też tak macie, że często jak poznajecie nową osobę, to myślicie sobie: ooo! to taki krzysiek, tylko więcej pije i gorzej pachnie?
albo ta laska śmieje się i rusza zupełnie jak Marlena! nawet mówi z taką samą manierą. ciekawe, czy też ma fioła na punkcie siatkówki?

hmmmm...

9 komentarzy:

  1. Mam tak tylko z ludźmi, których nie znam - podobni do kogoś z twarzy, sylwetki itp. Jak poznam, to już nie - za dużo zmiennych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno wyjaśnijmy sobie na zawsze - JESTEŚ UNIKALNA. I do tego NIEPODRABIALNA :)

    Też poznałam w sieci laseczkę która nazywa się tak samo jak ja. Miałyśmy identyczne adresy mailowe różniące się literką. Ja miałam ...@op.pl a ona ...@wp.pl :)
    Ale ostatecznie wzięła mnie za świruskę, bo ja podjarana faktem że moja jakaś kopia chodzi po świecie chciałam się spotykać, winem zapijać i obwieścić światu, że jednak jest nas dwie a nie jedna, ona najzwyczajniej w świecie dała nogę. Więc doszłam do wniosku, że to była strasznie marna kopia :)
    Całusy Dżolanto. I do jasnej cholery - zrób już wiosnę, ke? Przecież siedzisz w domu i nic nie robisz to przynajmniej Panią Wiosną byś się zajęła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj mi kilka tygodni i Wiosna będzie! ;)
      A spotkanie ze swoim imienno nazwiskowym sobowtórem to raczej karkołomne przedsięwzięcie... Nie dziwię się, że laska spieprzyła ;))

      Usuń
  3. Ja się osobiście ze swoją kopią z imienia i nazwiska nie spotkałam. Ale mój teść (wtedy jeszcze przyszły teść) tak - podobno go zatkało w pierszym monecie. Teraz mam 2 nazwiska i raczej takiego dubla nie znajdę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam dosc rzadkie nazwisko i w dodatku z bledem, wiec to raczej malo prawdopodobne:) Baaaardzo dlugo bylam przekonana, ze nie nikogo, kto miaby je w tej formie (czyli z bledem;)
    pare lat temu dostalam maila z Francji, ktos szukal korzeni tudzies tworzyl drzewo genealogiczne i w ten sposob dowiedzialam sie, ze takie nazwisko tez istnieje (choc jest rownie malo popularne:) Francuza musialam rozczarowac, ze na pewno nie jestesmy rodzina:)
    Natomiast mialam kiedys przezycie rodem z "Podwojnego zycia Weroniki", Kilkanascie lat temu, kiedy loty byly jeszcze b. drogie jechalam autobusem przez zachodnia granice tam, minelam autobus jadacy w przciwna strone...z moim sobowtorem:)
    Tesse

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co? Jakie to uczucie? Zrobiłaś zdjęcie? :)))

      Usuń
  5. To bylo prawie 20 lat temu w dobie przedsmartonowo-ajfonowej, aparat pewnie jakis mialam (chyba jeszcze taki na klisze;), gdzies ukryty w bagazach, to byl krotki przystanek na granicy, juz po polskiej stronie, ciemno i zimno, trwalo kilka minut, tyle, ze autobus byl w srodku oswietlony, nie bylo szans na zdjecie. A uczucie, dziwne, ta dziewczyna wygladala, jakbym wlasne zdjecie widziala, nawet wlosy miala identyczne, zastanawialam sie pozniej, kim jest, co robi, czy mieszka,tak jak ja na stale za granica...Raz tez uslyszalam od kogos, ze widzial mojego sobowtora:) Mnie tez sie zdarza,widziec, jak to sie tu mowi-Doppelgänger;) kiedys w S-Bahnie siedziala naprzeciw mnie babka, ktora wygladala, jak blizniaczka pani z apteki na osiedlu mojej mamy:) Nawet mialam ja zapytac, czy to nie ona, ale zadzwonil jej telefon i zaczela mowic perfekcyjnym niemieckim bez akcentu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna historia, filmowa! :) Ja bym pewnie sfrikałtowała... ;)

      Usuń
  6. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń